sobota, 26 października 2013

Na edukacyjnej ścieżce z idiotycznymi przekonaniami pod pachą

Nie wspominałam jeszcze o moich pierwszych wrażeniach związanych z kolejnymi schodami edukacyjnej ścieżki, na którą wkroczyłam. Pierwsze koty za płoty, dziś kolejne doświadczenia i jestem coraz bardziej przerażona. Odespałam już przerażenie związane z koniecznością pisania i wydawania artykułów i publikacji zwartych, o których stronie technicznej nie mam oczywiście zielonego pojęcia. Oswoiłam się również z wizją egzaminu ustnego z teorii ekonomi, prowadzonego przez szereg najwyższych profesorów, przyjmując do wiadomości, że poziom mikroekonomii, który pamiętałam z licencjatu był w porównaniu z tempem obecnych wykładów na prawdę bardzo MIKRO. Myślałam "OK- już gorzej być nie może". Dziś wiem, że jest inaczej.
Gdy na angielskim okazało się, że w 24- osobowej grupie (!) mamy uczyć się angielskiego, którego Pani Prowadząca życzy sobie słuchać na poziomie Advanced/Prof a egzamin również polegać ma na rozważaniach nad swoją rozprawą doktorską "fluently"- bez możliwości wtargnięcia lektora, moje oczy otworzyły się jeszcze szerzej. O ile do tej pory myślałam, że potrafię dogadać się w miarę płynnie po angielsku, że po 3 semestrach business english znam też co nieco tzw. słówek specjalistycznych, dziś uznałam, że moje wyobrażenie o zajęciach z języka angielskiego, które miałam dotychczas również dalece odbiega od tego, które dziś okazało się moją nową rzeczywistością.
Jedyne co do tej pory mogę powiedzieć to przedzierające się przez moją głowę naprzemiennie myśli "Jest HARDO" i "Ale mam przesrane".
Całe szczęście, że słuchając instynktu, kupiłam ostatnio wspomnianą już wcześniej książkę Sheryl Sandberg "Włącz się do gry", która zupełnie wprost obrazuje kobiecą niepewność i zwątpienie jako konsekwencję stereotypów, przekonań z nimi związanych, blokad wewnętrznych, które każą nam deprecjonować swoje umiejętności i osiągnięcia podczas gdy mężczyźni jako zupełnie naturalne przyjmują swoje wrodzone talenty i chwalenie się nimi. Myślę, że te 'babskie' przekonania, które czytając odkopuję w swojej głowie będą miały bardziej kluczowe znaczenie na drodze do sukcesu niż droga wiodąca przez teorię i naukę sama w sobie. Dodając do tego brak ogólnospołecznego zachwytu i wsparcia, zastąpiony spojrzeniami pt "łooo mądrala" i życzliwymi opiniami o "fanaberii doktoratów zamiast zajęcia się jakąś normalną pracą" zmagania na wszystkich polach zaczynają przypominać walkę z wiatrakami.
Dusza fighterki nie pozwala mi się jednak poddać. Odpowiedź na pytanie "co chcesz robić w życiu?" daje motywację do tego żeby skupić się na tych trzech latach. Choć w powietrzu wyczuwam już ogromną chmurę wyrzeczeń. Niech fragment, który niżej przytoczę będzie idealnym fragmentem historii, którą przypominałam sobie przez cały dzisiejszy dzień:

Pierwszy rok studiów był dla mnie sporym szokiem. Na pierwszym semestrze zapisałam się na kurs pod nazwą "Pojęcie bohatera w cywilizacji hellenistycznej", na który mówiono "Bohater dla zer". Wcale nie kręciła mnie mitologia grecka, ale był to najprostszy sposób żeby dostać zaliczenie z literatury. Swój pierwszy wykład profesor zaczął od pytania, którzy studenci czytali już te książki. Szeptem spytałam koleżankę siedzącą obok mnie "jakie książki?" "Iliadę i Odyseję, oczywiście"- odpowiedziała. Niemal wszyscy podnieśli ręce do góry- ja nie. Następnie profesor zapytał: 'A kto czytał je w oryginale?". "W jakim znowu oryginale?"- spytałam. "W grece homeryckiej", odrzekła Jedna trzecia grupy trzymała ręce w górze. Wtedy stało się dla mnie jasne, że jestem kompletnym zerem. (...) 
Na Harvardzie otrzymanie oceny dostatecznej z zadanego wcześniej referatu graniczyło z cudem. Nie przesadzam- to tak jakby nie dostać zaliczenia. Poszłam pożalić się szefowej akademika, która pracowała w dziale rekrutacji, a ta powiedziała mi, że dostałam się na Harvard dzięki swojej osobowości, a nie zdolnościom i predyspozycjom. Bardzo mnie to pocieszyło. 
Zabrałam się do nauki, pracowałam jeszcze ciężej i przed końcem semestru wiedziałam już, jak się pisze pięciostronnicowe referaty. Jednak bez względu na to, jak dobrze szła mi nauka, wciąż nie opuszczało mnie uczucie, że zaraz zostanę przyłapana na tym, ze tak naprawdę to ja nic nie wiem. Dopiero gdy usłyszałam tamtą przemowę Phi Beta Kappa, dotarło do mnie, że w rzeczywistości nie chodzi o to, ze czuję się jak oszustka, ale że można coś tak mocno i głęboko odczuwać i jednocześnie kompletnie się mylić."
Sheryl Sandberg "Włącz się do gry" 

 Skoro kobieta, która ma na koncie stanowiska zarządcze m.in. w Googlach i Facebooku, rozpoczynając swoje przygody z Harvardem czuła się jak totalny idiota- może ja również mam szansę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty? Co o tym myślisz?