czwartek, 28 listopada 2013

Gaszenie pożarów- czyli o relacjach z klinetami w dobie Internetu

W dobie Internetu każdy sprzedający, choćby miał najlepsze intencje i pilnował swojego interesu z najwyższą starannością, codziennie narażony jest na bombę atomową wybuchającą w głośniku telefonu lub na ekranie swojego komputera. Klient, jak każdy człowiek, może się trafić różny. Jednym odpowiadają nasze standardy i jakość, inni choćby dostali bonusy i ponadprzeciętne starania, będą niezadowoleni dla zasady. I OK. Ryzyko wpisane w biznes. Sprzedający jest też kupującym i proces ten powinien rozumieć z punktu widzenia obu stron. Na zjawisku się jednak nie kończy. Internet zapewnia tę dogodność, że każdy niezadowolony klient, bez względu na to czy ma podstawę w faktach czy jego reakcje są oparte bardziej na emocjach wspierających drobne przekłamania, ma w ręku broń o zasięgu globalnym. A Klient zawsze ma rację. Zwłaszcza kiedy nie chcemy żeby bomba ta wybuchła na ekranach setek komputerów, po której skutki pożaru będziemy musieli sprzątać długimi godzinami a i tak pozostaną na naszej drodze zgliszcza.

poniedziałek, 25 listopada 2013

DZIĘKI!

Dziś będzie krótko ale zwięźle i ważnie. W ostatnich tygodniach docierają do mnie stale sygnały, że to co piszę, pokazuję, nagrywam i robię daje komuś inspirację. Tych 'ktosi' robi się więcej niż jeden i jest to powalające! Nigdy nie myślałam, że mnogość rzeczy, których się podejmuję jest czymś specjalnym. Owszem, dziwiłam się, że inni tak nie robią, jednak jako że jedno po drugim przychodziło do mojego życia po kolei, było to dla mnie najbardziej naturalną normalnością. Tym bardziej teraz, kiedy słyszę, że są osoby, które zainspirowane moimi internetowymi wnioskami na temat kobiet w biznesie kupują książki, jestem zdumiona.

wtorek, 19 listopada 2013

Przyczyny furii dnia codziennego


Przez cały okres dotychczasowego studiowania, tylko raz zdarzyło mi się powołać na pracę czy inne podejmowane działania, w sytuacji kiedy mnie nie było, nie przygotowałam czegoś, nie dosłałam, nie zdążyłam itd. RAZ. W ostatnim dniu składania prac licencjackich do dziekanatu. Gdy w całym zamieszaniu związanym z ostatnimi poprawkami, zadzwoniła do mnie klientka potwierdzić, że widzimy się za 2 godziny na krótkiej imprezie. Był to też jedyny raz kiedy nie ogarnęłam terminów. Po szybkiej organizacji tematu, która zmusiła mnie do opuszczenia uczelni, wróciłam na 1,5 godziny przed zamknięciem dziekanatu, pod drzwi swojej promotorki z rękoma wysmarowanymi farbkami do twarzy i drukarką pod pachą- na wypadek konieczności dodrukowania ostatnich poprawek. Był to JEDYNY raz kiedy tłumaczyłam się, że czegoś nie ogarnęłam bo coś innego było ważniejsze. I nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego większość naszego pokolenia potrafi znaleźć dziesiątki wymówek żeby usprawiedliwić to czego nie zrobili. Druga część zdania zaczynającego się od "bardzo przepraszam, że nie dostarczyłem/zrobiłem/przesłałem/itp. ale miałem.....", bez względu na to czy jest prawdą czy mniej lub bardziej bezczelną ściemą brzmi zawsze idiotycznie. Kiedy jest kłamstwem wychodzi żenująco. A żenadę czuje się niezależnie od tego czy jest wypowiedziana czy przesłana mailem.BRAWO MŁODZI DOROŚLI!

niedziela, 17 listopada 2013

Jesienne aktywności

Dwa tygodnie obwieściłam marzenie o wejściu na Triglav, które tym samym zamieniło się w cel z wyraźnym planem. Obwieszczając je publicznie zamieniłam plan ten w zobowiązanie, z którego od czasu do czasu miałam się wyspowiadać. Po dwóch tygodniach informuję, że nie zapomniałam o opisanym marzeniu i to co w tym tygodniu zbliżyło mnie do jego realizacji to odklejenie pośladków od kanapy i samochodowego fotela. Skoro rolkowy sezon już się kończy a bieganie, mimo, że kilka razy próbowałam, nigdy mnie do siebie nie przekonało, postanowiłam chodzić. A na dni, w których dłuższe spacery nie wchodzą w grę, przywiozłam stepmatę, na której skakanie przez kilkadziesiąt minut działa jak aerobik i potrafi nieźle wypocić. Zasadniczo, to o co mi obecnie chodzi to ruch dla podtrzymania kondycji a nie zrzucania kilogramów więc te dwie formy na jesienne i zimowe wieczory myślę, że będą ok aby przetrwać do wiosny i znów gromadzić na koncie rolkowe długie dystanse.
Tyle słowem wstępu i coby było jeszcze bardziej kolorowo...zapraszam do obejrzenia nagrania z dzisiejszego spaceru :) Moje pierwsze i (kto wie?) może nie ostatnie kroki w Videoblogowaniu :)

czwartek, 14 listopada 2013

Co bym zrobiła gdybym się nie bała?

Niecały miesiąc temu pisałam o nowo nabytej książce Sheryl Sandberg- Lean In, którą wspominałam w ostatnim miesiącu na każdym kroku i która spowodowała u mnie całą lawinę przemyśleń, poszukiwań w innych źródłach, znajdowania odpowiedzi na pytania i wchodzenia na nowe poziomy świadomości dotyczące tego co sprawia, że kobiety nie mają równego startu a kiedy już wystartują ciągle muszą udowadniać sobie i innym, że są na właściwym miejscu i we właściwej porze. Wcześniej wielu przyczyn podobnego poczucia szukałam głównie w sobie samej. A im głębiej kopałam, im dłużej nie mogłam znaleźć jednoznacznej odpowiedzi tym mniej pewnie się czułam.
Przez ostatni miesiąc nie tylko przyjęłam do wiadomości ale też zrozumiałam, że wiele naszych babskich niepewności związanych jest z przez wieki funkcjonującym schematem: mężczyzna- przywódca, kobieta- troskliwa opiekunka. I choć wydaje nam się, że schemat ten nie jest już aktualny, mylimy się.

niedziela, 3 listopada 2013

Marzenia-Plany-Cele: Wejście na Triglav!

Marzenia przeanalizowane pod kątem 'co, jak i kiedy zrobić' stają się planami. Plany wypowiedziane na głos stają się celami. Wypowiedziane cele, o których od czasu do czasu przypominają bliscy stają się obietnicą i zobowiązaniem. W związku z tym, że bardzo chciałabym zrealizować marzenie, które krąży mi po głowie od kilku miesięcy, odkładam kolejne jesienne rozkminy na bok i dzielę się z Wami tą nowiną, czyniąc pierwszy krok ku jego spełnieniu!
Otóż marzy mi się Triglav. Najwyższy szczyt Alp Julijskich położony na Słowenii, odznaczający swoją obecność na fladze i w herbie tego kraju. Nazwa góry wywodzi się z legendy o Trojanie- pogańskim bóstwie wody, ziemi i podziemi, który według wierzeń miał swoją siedzibę na szczycie góry. Nie ma ona nic wspólnego z "Trójgłowym" szczytem o trzech wierzchołkach. Szczyt jest jeden, położony 2864 m n.p.m. i tam właśnie chcę się dostać na własnych nogach.

sobota, 2 listopada 2013

O co chodzi z tym Halloween?

Genezy Halloween poszukuje się w celtyckim obrządku Samhain. Ponad dwa tysiące lat temu na terenach Wielkiej Brytanii i Francji na przełomie października i listopada żegnano lato, witano zimę oraz obchodzono święto zmarłych. Celtyccy kapłani wierzyli, że tego dnia zaciera się granica między światem ludzi żyjących a światem duchów. Duchy przodków czczono, złe duchy odstraszano- w czym pomóc miały czarne stroje, maski oraz rzepy ponacinane na podobieństwo demonów. Palono liczne ogniska wokół których odbywały się tańce. Poświęcano bogowi resztki plonów, zwierzęta i ludzi. Czarownice przepowiadały przyszłość.
Zwyczaj zaczął zanikać dopiero w połowie IX wieku, gdy chrześcijańskie święto Wszystkich Świętych zostało przeniesione z maja na 1 listopada i wraz z upowszechnieniem zwyczaju przez kościół rzymskokatolicki, zdominowało ono Europę. 
Do Ameryki, tradycję Halloween sprowadzili Irlandzcy imigranci. Nowa nazwa przyjęła się od skróconego 'All Hallows'Eve"  czyli wigilii Wszystkich Świętych. Pierwsza parada z okazji Halloween odbyła się 31 października 1920 roku w mieście Anoka (stan Minnesota)- światowej stolicy Halloween. W drugiej połowie XX wieku święto powróciło do Europy.