środa, 13 sierpnia 2014

E jak....Efektywność

Nie lubię pracować na czas. Co więcej- poza pomaturalnym epizodem w pracy na barze nigdy nie pracowałam na czas. Miałam to szczęście, że już na samym początku dostałam możliwość łączenia studiów z pracą i nie musząc przychodzić do biura codziennie, mogłam odbierać telefony i pisać maile do klientów o każdej porze dnia i nocy. Zajmowałam się wtedy sprzedażą i organizacją imprez integracyjnych i warunek był jeden: imprezy miały być. Efekt był taki, że będąc w biurze 2-3 dni w tygodniu po kilka godzin, miałam lepszą sprzedaż niż koledzy, którzy siedzieli w nim codziennie po 8 godzin i więcej czasu poświęcali na marudzenie nad otaczającą ich rzeczywistością niż pracą. Zdarzało mi się nawet czasem usłyszeć: 'Kasia, nie pracuj tak szybko.....'. Już wtedy myślałam sobie 'To co mam tu robić skoro już przyszłam?'. Minęło pięć lat i im dłużej pracuję na własną rękę tym bardziej jestem przekonana o tym, że efektywność a nie godzinówka to system stworzony dla mnie. 
Takie biuro?

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Deser jeżynowy

Odkąd na facebookowym profilu TaKaJaKa, nie ukrywam się z tym, że ćwiczę i dość wprost namawiam wszystkich do bycia bardziej fit (co jak bumerang motywuje mnie samą do nie obniżania poprzeczki), dostaję coraz więcej pytań: 'a co jesz?', 'czy to jakieś specjalne rzeczy?', 'co z czym?' itp. 
Otóż nie- nie mam specjalnych przepisów przeliczanych co do kalorii. Bardziej interesuję się tym czego nie jem, a to co jem jest naturalną konsekwencją. Korzystając z lata, które serwuje nam całą masę owoców, jednym z rozwiązań na 'zakazane' produkty słodyczowe są jeszcze pyszniejsze desery! :) 

sobota, 9 sierpnia 2014

D jak...Dolina Pięciu Stawów

Dolina Pięciu Stawów- Schronisko i Przedni Staw
Najbardziej magiczne ze wszystkich miejsc, które znam. Piękna, spokojna, położona powyżej 1600 m n.p.m., otoczona majestatycznie unoszącymi się wokół skalistymi szczytami Tatr Wysokich. Miejsce, do którego idąc, głowę zaprzątaną nizinnymi problemami zostawia się na dole. Schronisko, otoczone wyłącznie trudniejszymi szlakami Tatr, raczej nie przyciąga na noc przypadkowych turystów. Po zejściu jednodniowych wycieczek, każdy spotykając się na niewielkiej sali wspólnej wieczorową porą jest przyjazną duszą. Nie tylko za sprawą piwa z sokiem, które smakuje tam lepiej niż gdziekolwiek, ani wiśniowych Soplicówek wnoszonych przez nowo przybyłych. Tym co łączy większość nocujących jest miłość do tego miejsca i do szczytów, które je otaczają. Nie brakuje turystów żądnych wrażeń i wspinaczy, dla których trudne szlaki z łańcuchami to wciąż za małe bodźce. Bardziej doświadczeni doradzają początkującym gdzie i o której wyjść. Nikt nikogo nie nawraca od chęci przeżycia przygody. Bo góry wysokie to przygoda. Ci, którzy szukają w górach pięknych widoków, odwiedzają to miejsce raz i idą dalej. Ci, którzy wracają tu częściej to napaleńcy. Ludzie, dla których ważniejsze od łóżka jest miejsce na podłodze, ciśnięcie się w zbiorowej sali na materacach, spanie przed schroniskiem w śpiworach, jeden obok drugiego, z pobudką o 4:00 nad ranem- gdy pierwsi zapaleńcy wyruszają na szlak. Tylko w ostatnich dwóch dniach, słyszałam opowieści o wyprawie na Kazbek, w której uczestniczył jeden z korzystających z noclegu wspinaczy, spotkałam ojca z dwójką synów- 15 i 10 lat, którzy w trójkę od tygodnia wspólnie zdobywali najwyższe szczyty Tatr budując rodzinną męską sztamę czy wypiłam wino w towarzystwie Niemców, którzy wędrują z plecakami kolejny tydzień przez Czechy, Słowację i Polskę. W Pięciu Stawach poznałam też Dawida- młodego napaleńca, mieszkającego w schroniskach całymi miesiącami w oczekiwaniu na dobrą pogodę i partnerów do wspinaczki, dla którego póki co emocje i silne zastrzyki adrenaliny są ważniejsze niż studia, praca i spokojne życie na nizinach.

wtorek, 5 sierpnia 2014

C jak...CUDA

"Od pewnego czasu mocno wierzę w cuda....że rzeczy szalone potrafią się udać"

Szukam w pamięci momentu, w którym pierwszy raz uwierzyłam. Pierwszego razu kiedy świadomie uznałam, że dzieje się coś szalonego, do czego powodzenia potrzebny jest cud, w który uwierzę. Było to 11 lat temu. I jak często to bywa z cudami, swoje palce maczała w nich pierwsza miłość. Miłości od tamtego czasu się przetasowały. Jedne były bardziej szalone, inne mniej. Wszystkie były wyjątkowe. "Podobno każda miłość jest pierwsza...." lecz w czasie kiedy wiara w miłość upadała i podnosiła się sinusoidalnie, wiara w cuda trwała i trwa do dziś.