Czy dni idealne się zdarzają?
Rzadko tak bywa, że kiedy dzieje się coś super, dzielimy się tym ze wszystkimi dookoła. Taka to jesienna mentalność. Marudzić mogą wszyscy, z sukcesem lepiej się nie wychylać bo można dostać po uszach! Wyrzućcie dziś te "życzliwe" uprzedzenia gdzieś za szafę i...posłuchajcie o moim wczorajszym dniu, który był przepisem na zdecydowane NAJ.
Po porannym niespiesznym wstawaniu i spacerze w kierunku najnowszego Centrum Handlowego w Gdynii, podczas gdy ja zamieniłam stolik kawiarni w swoje przenośne biuro wyposażone w pyszną ziołowo-pomarańczową herbatę, mój TŻ dostał pracę z czego się bardzo ucieszył. W nagrodę mógł nawet wyjeść mojego Muffina z pomarańczowym nadzieniem. W związku z tym, że samochód został w niedzielę w Olsztynie, miałam przyjemność uskutecznić pierwszą autobusową wyprawę po Gdyni. Nic to nadzwyczajnego, ale wypełniło nieco moje pragnienie bycia wśród ludzi, które po dwóch tygodniach chorowania w nowym miejscu nasila się dość znacznie. Dodatkowo, zmysł podróżnika- odkrywcy też mógł się spełnić i wyruszyliśmy na wyprawę celem warsztatowego sprawdzenia wcześniej już upatrzonego nowego pojazdu. Oczywiście, okazało się, że nieznana droga nie była taka straszna jak być mogła i dotarliśmy na miejsce godzinę przed czasem. W przemysłowej dzielnicy, gdzie nie ma co liczyć na bezmyślne szwendanie po galeriach, nie wspominając już o kawie, z ratunkiem przyszło MAKRO, do którego (o dziwo i nie-wiadomo-skąd) miałam w portfelu kartę mojego taty. Nawet nie wiecie jak atrakcyjne może okazać się wyposażenie Makro-wych półek podczas gdy nie ma żadnej lepszej alternatywy. Wyniosłam stamtąd sznycla z owocami i sokiem jabłkowym w ramach obiadowego posiłku i kiedy nadszedł czas, powędrowaliśmy na miejsce umówione ze sprzedawcą samochodu. Autko pozytywnie przeszło warsztatowe testy i.....tym sposobem nabyliśmy granatowe kombi marki Ford Mondeo, które jest tak wielkie, że nie wiem sama jak będę się nim parkować. Nowe wyzwanie zmieniło status na 'challenge accepted'. Endorfiny wskoczyły na swoje miejsce, przejażdżka po mieście- moja pierwsza po tak odległych zakamarkach Trójmiasta również zakończyła się sukcesem i wcale nie była taka straszna jak wydawało mi się, że może być.
Wieczorem, skoro już dokonaliśmy zakupu, zrzucającego nas na poziom "totalnie spłukani", szarpnęliśmy się na kolację w postaci makaronu z łososiem i mascarpone, zakrapianego różowym winem, które dokończyłam popijać w łóżku.
W połączeniu z pięknie świecącym jesiennym słońcem, telefonem, który się rozładował i siłą rzeczy nie zawracał mi głowy przez pół dnia i kilkoma bardziej intensywnymi uniesieniami, których doświadczyłam w międzyczasie, orzekam jednoznacznie, że był to na prawdę DOBRY DZIEŃ! :)
Jaki wniosek? A no taki, że jeśli wstanie się odpowiednią nogą i z nastawieniem na czerpanie radości z drobnych przyjemności- nawet najbardziej zwykły dzień, może okazać się zaskakująco idealnym! Tak, dni idealne się zdarzają.
I tego Wam życzę! :)
Cudownego popołudnia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty? Co o tym myślisz?