poniedziałek, 3 marca 2014

Krakowski Weekend Speakerów

Przemówienia pod Sukiennicami
Ostatni weekend w Krakowie minął pod znakiem Public Speaking. Szkolenie, które prowadził Filip Werstler i Marcin Pawelec miało w ten weekend swoją siódmą edycję. I tej szczęśliwej siódemce miałam przyjemność się przyglądać. Po raz pierwszy oglądałam szkolenie (całe!) z boku- ani od strony uczestnika, ani od strony osoby prowadzącej. Muszę przyznać, że była to ciekawa i bardzo pouczająca zmiana perspektywy. Patrząc bez bezpośredniego zaangażowania w proces grupowy, można przyglądać się dokładniej zarówno funkcjonowaniu eventu jako całości ale też procesom zachodzącym w poszczególnych uczestnikach. W ten weekend było ich nie mało i myślę, że StuGO zrobiło na prawdę fajną robotę. Czym jest więc Public Speaking? Przemawianiem. Jak z nazwy wynika- przemawianiem przed publicznością. Ale nie tylko. Odezwać się czasem trzeba wszędzie a od tego w jaki sposób się odezwiemy mogą zależeć nasze dalsze losy.

ZUMBA! na Public Speaking
To co urzekło mnie najbardziej to przełamywanie barier, które uczestnicy przynieśli ze sobą na salę. Nieśmiałość, niepewność, wstyd wynikający z obecności grupy i pewnie kilku innych zagwozdek, które uczestnicy mieli schowane głęboko w swoich głowach przychodząc. Podczas dwóch dni otrzymali wiedzę związaną z tym w jaki sposób przygotować przemówienia, jak zachowywać się w ich trakcie, czego pilnować i czego się wystrzegać. Dostali masę ćwiczeń w sali, przed kamerą, przemawiając na Rynku w Krakowie i tańcząc ZUMBĘ dla rozluźnienia (my favourite activity!- no doubt!).
Po dwóch dniach, kiedy przyszło porównać nagrania z pierwszego dnia, kiedy mieli się przedstawić reszcie grupy z ostatnim wystąpieniem- krótką mową inspiracyjną, różnice okazały się ogromne, a u niektórych kolosalne! Nieświadome gesty, opanowanie stresu, bezsłowy i głośne zastanawianie, zostały wyciągnięte na poziom świadomy, przypilnowane i w dużej części wyeliminowane. Oczywiście, żeby nabyć "luz" trzeba praktykować i mam nadzieję, że będą mieli ku temu wiele okazji. Niemniej, te dwa dni na pewno były kamieniem milowym ich startu.
Oglądając ten proces, przypomniałam sobie swoją walkę w głowie kiedy pierwszy raz odwiedziłam Kraków. Nie była to co prawda walka z nieśmiałością ale był to też kamień milowy na drodze, która rozpoczęła się trochę wcześniej. Ze szczerym wzruszeniem patrzyłam niekiedy na te mierzące się same ze sobą twarze, życząc im uśmiechu i wytrwałości na drodze, na którą wkroczyli i z którą mogą zrobić teraz co tylko zechcą!

Poza salą szkoleniową, powoli poznaję Kraków. Choć byłam tam już kilka razy po kilka dni, totalnie nie potrafię wyłapać punktów orientacyjnych i odnaleźć się na ulicach. Fakt, kiedy nie trzeba samemu się odnajdywać tylko wszędzie jest się prowadzonym, nie ma takiego przymusu i siłą rzeczy człowiek nie skupia się na drodze. Nie mogę określić głównych ulic miasta jako punktów zaczepienia a wszystkie stare kamienice wyglądają tak samo. Czas zacząć z tym walczyć! Z tego weekendu zostały mi w głowie: Plac Inwalidów, Karmelicka (z odnogą w Batorego) i Szewska - czyli prosta droga z sali szkoleniowej na Rynek. Zakodowałam już, że nie ma tam Starówki (i jest to nazwa niedopuszczalna). Jak przystało na niedzielę, na Rynku byliśmy w Bazylice Mariackiej i u Dominikanów- czysto krajoznawczo. Było zimno ale miło! Poszerzam więc swój orienteering w terenie...i może kiedyś będę potrafiła odnaleźć się w tej krzyżówce jednakowych ulic, w których robi mi się coraz przytulniej.

(Kościół Mariacki i napotkany pod nim Husar) 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty? Co o tym myślisz?