poniedziałek, 10 marca 2014

Dojrzewamy - Sabatu część I

Wczoraj przybyła do mnie z brytyjskich wysp A.- moja jedyna miłość stała, niezmienna już od lat (daruję sobie ilu bo z każdym rokiem brzmi to coraz bardziej przerażająco). Nie minęły dwie godziny od lądowania na polskiej ziemi, a już znalazłyśmy się na sopockiej plaży. Z zestawem niezmiennym od początków liceum- mieszanką alkoholowo-tytoniowo-chipsową, którą nie należy się chwalić ale raz na rok przy takiej okazji prozdrowotny nurt odchodzi na chwilę w zapomnienie. Na plaży w Sopocie alkohol można spożywać legalnie więc żadne z nas wielkie 'rulesbreakerki'. Rozmowy, rozmowy, rozmowy. Królowała filozofiKa. O facetach. O związkach. O przyszłości. O różnicy między naszym pokoleniem a pokoleniem 15-lat starszym. O tym, że uciekamy kiedy jest źle i jak przetrwać te gorsze chwile żeby było dobrze. O podróżowaniu i szukaniu miejsca. O tym co mamy po rodzicach. O studiach i o pracy. O wszystkim co czekało na wyrzucenie z siebie. Na pięknym słońcu, w temperaturze 17,4 stopnia (jeszcze wiosny podobno nie ma!), kminiłyśmy świat i życie i nie wiadomo kiedy minęło 5 godzin! Podsumowaniem niech będzie zdanie, które padło "Wiesz, kiedy tak sobie tu siedzimy, to czuję, że wszystko w naszym życiu będzie zajebiście! - No, czuje się błogo!".




Po szybkim obiedzie i godzinnej po-plażowej drzemce, obudzone krótką wizytą z możliwością podwózki na Monciak (dzięki E!), zebrałyśmy się w 10 minut i pognałyśmy na dalszy ciąg naszego babskiego spółkowania. Przyszedł czas na Sabat! Ostatni raz, w pełniejszym gronie, widziałyśmy się wczesną jesienią 2012 roku. Oczywiście, w między czasie każda z każdą co jakiś czas kontakt ma. Ale zważywszy na wybór różnych miejsc zamieszkania, spotkanie w jednym miejscu jest sytuacją dość szczególną. Piwa regionalne i kolejna część pogaduch, z aktualizacją życiorysów przywiała pewne wnioski...

Trzeba powiedzieć sobie szczerze, nie jesteśmy już tymi samymi dziewczynami co jeszcze chociażby 1,5 roku wcześniej. Jesteśmy w punkcie, w którym wszystko się zmienia. Zmienia się podejście do życia, zaczynamy myśleć jakoś tak....dojrzalej! Kiedy przypomnę sobie, że jeszcze 2 lata temu robiłam wszystko żeby zostać jedną stopą po stronie młodzieńczości, dziś łapie się na tym, że myślenie wprowadza mnie na zupełnie przeciwne ścieżki. Mindfuck, który miałam z tego powodu, został roztrzaskany w tych babskich rozmowach. Dziś patrząc na faceta, zastanawiam się czy chciałabym żeby ten gość był w przyszłości ojcem moich dzieci. Łapię się na tym, że ta przyszłość, która jeszcze niedawno wydawała się być odległym tematem, zaczyna być coraz bliżej. Że może już coraz mniej chce mi się wchodzić w relacje, w których magiczna strzała amora ma załatwić wszystko za mnie i mimo kilku oznak tego, że nie do końca coś gra- wszystko będzie dobrze bo 'all you need is love' (w co do tej pory szczerze wierzyłam!). Zaczynamy myśleć o mieszkaniach. O tym, że trzeba samemu zarobić na swoje fanaberie. O rozsądku (o zgrozo!). O tym co chcemy robić nie tylko za rok ale może już zawsze. Zmieniamy się, a czas przejścia z krainy "kochaj, szalej, nie pytaj co dalej" do krainy ludzi odpowiedzialnych za swoje wybory, jest dziwnym okresem. Okazuje się jednak, że nie tylko ja tak mam i jest to NORMALNE- co jest w pewnym sensie pokrzepiające. 

Bez obaw! Mimo zakrapiania tych przeróżnych myśli alkoholem, nie postanowiłam wczoraj w imię rozsądku zatrudnić się w korporacji i śmigać codziennie w garniturku. Moja nadrzędna potrzeba wolności cały czas wskazuje i oświetla drogę wyboru. Może połączenie jej z rozsądkiem brzmi dość absurdalnie, ale spokojna głowa, stworzę sobie taki świat mimo wszystko bo o marzeniach nie zamierzam w tym rozsądku zapomnieć :)

A. jeszcze śpi. Po nocy we wspólnym łóżku boli mnie głowa. Za oknem piękne słońce. Przed pracą trzeba znaleźć czas na spacer z kawą w ręku.

Dobrego tygodnia!
Ka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty? Co o tym myślisz?