piątek, 14 marca 2014

Sama się tu trzymam. O poszukiwaniu, nienawiści, spokoju i dojrzewaniu.

Co jakiś czas zdarza mi się usłyszeć pytanie "Co Cię tu trzyma? Po co tam siedzisz?". Wraz z rozpadem związku słyszałam to pytanie kilka razy w tygodniu. Teraz słyszę je już coraz rzadziej. Niemniej, moje życie rzeczywiście rozrzucone jest w kilka miejsc Polski co więcej osób dziwi niż nie dziwi. Skoro nie związek, nie praca, nie znajomi, więc co? Odpowiedź jest prosta. Sama się tu trzymam.

Na początku chciałam sobie poradzić. Poukładać w głowie pewne tematy. Z pewnych tematów zrobiła się lawina. O wiele prościej byłoby zawinąć się, wrócić do miasta znanego jak własna kieszeń, robić rzeczy, które znam i wiem, że potrafię. Byłoby prościej ale nie tego szukałam. Podejmując ryzyko, Wszechświat zaczął podsuwać nowe okazje (choć raczej wierzę, że kiedy przestawiamy się na poszukiwanie szans zamiast gapić się bezczynnie w ziemię, dostrzegamy te, które zawsze kręcą się blisko nas). Musząc poradzić sobie samodzielnie we wciąż jeszcze obcym mieście nauczyłam się rozmawiać z nowo poznanymi ludźmi luźniej, bardziej pilnuję porządku w mieszkaniu, dzięki wykorzystanym okazjom zrobiłam wielki krok do przodu w tematyce szkoleniowej, a co najważniejsze- poznaję siebie.


Zaprzyjaźniam się i uczę się przebywać sama ze sobą. Nigdy wcześniej nie miałam takiej okazji. Zawsze był ktoś obok. Zawsze był chłopak, zawsze była koleżanka, zawsze było COŚ. Zaczęłam zastanawiać się dlaczego dotychczas, mimo że zawsze angażowałam się z wiarą, że obecna relacja jest tą wyjątkową, po pewnym czasie się one rozpadały. Postanowiłam znaleźć punkt, w którym mechanizm nie działał. Myślałam, że może jestem wariatką, która nie potrafi przebywać sama ze sobą. Że może rzeczywiście jestem tak ogromnym samolubem, że moje wyobrażenia i wymagania są nierealne. Jednym słowem- zaczęłam analizować i przyjmować lub kwestionować każdą myśl, która nadeszła. Samotność i cisza temu sprzyja. Sprzyjają temu poniedziałkowe spacery nad morze. Sprzyja temu ogrom książek, które pochłaniam. Psychologia, filozofia, od czasu do czasu babskie wywiady i felietony. Chodzę na fitness i coraz chętniej wracam do medytowania. Daję sobie czas na zrozumienie siebie. Na upewnienie się w tym czego chcę i w tym czego nie chcę. Uczę się radzić sobie z tęsknotą i zazdrością- uczuciami, które jeśli są nieokiełznane potrafią wiele nabroić.


Mogłabym wrócić do życia takiego jakie znałam. Ale nie chcę. Nie da się iść na przód ciągle zataczając koło. Można chcieć wyrzucić kogoś z pamięci i zamiast szukać problemu w sobie, winić go za swoje niepowodzenia. Można upajać się nienawiścią, hejtować na necie, imaginować sobie różne historie i nie rozumieć cudzych wyborów. Odrzucam ten schemat. Bagaż, który noszę w sobie jest związany tak samo ze mną jak ze wszystkimi osobami, które stanęły na mojej drodze. Wraz z rosnącą świadomością, wzrasta we mnie wdzięczność. Chcę życzyć dobrze, zarówno tym, którzy byli i są oparciem jak i tym przez których płakałam. Byłym chłopakom, bez względu na to czy jesteśmy w dobrym kontakcie czy nie mogąc się pogodzić z tym, że nie mieliśmy szans spełniać dłużej swoich potrzeb, wybrali ochrzczenie mnie mianem ździry, którą chcieliby spalić na stosie. Ostatecznie, w każdej historii są gorzkie zakończenia i wiele pięknych chwil wcześniej. Znajomym i obcym. Szkoda mi czasu i energii na angażowanie się w negatywne emocje płynące w czyimś kierunku. "Ludzie zazwyczaj myślą, że nienawiść jest przeciwieństwem miłości. Jest to błędne myślenie, całkowicie błędne. Przeciwieństwem miłości jest lęk. Nienawiść jest miłością postawioną na głowie. To jest stanie na głowie, ale nie przeciwieństwo." (OSHO)

Mogłabym ciągnąć te filozoficzne rozważania długo bo cały ich ogrom pętli się w mojej głowie. Wiem jednak, że każdy żeby się nauczyć musi dojść do pewnych rzeczy sam. Ja doszłam do miejsca, w którym angażuję się ale zanim znów skoczę w przepaść i przewrócę swoje życie do góry nogami, chcę być pewna, że rozumiem siebie. Że potrafię powiedzieć czym dla mnie jest miłość. Że będę miała ją w sobie po to żeby oddać ją drugiej osobie. Że mam siłę i prawdziwą chęć do tego aby zbudować coś trwałego w czym mogłabym wychować kiedyś dzieci. Że jestem pewna, że zaczęłam być kobietą a nie tylko pewną siebie gówniarą, którą byłam do tej pory. Po to daję sobie ten czas spędzany niekiedy w nadmorskiej ciszy. I mimo, że czasem chciałabym być gdzie indziej, czuję, że jest on jeszcze przez chwilę potrzebny.

Tymczasem szykuje się kolejny piękny weekend!
Trzymajcie się ciepło! 
Ka. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty? Co o tym myślisz?