Długo zastanawiałam się czy warto tę notkę wydawać na światło dzienne. Bo tu jest Polska. I tu się o takich rzeczach głośno nie mówi. W naszym kraju jedynie nieliczni przyszli na świat w wyniku połączenia energii męskiej i żeńskiej w boskim uścisku miłości zwanej seksem. Nie wszyscy przebyli drogę od wytrysku do jajeczka stając się zarodkiem małego człowieka. I wciąż jeszcze nieliczni stanowią mniejszość, która o seksie myśli, uprawia go i (o zgrozo!) cieszy się nim w sposób świadomy, bez owijania tematu w bawełnę. Cała reszta naszego kraju, nawet kiedy zmienia partnerów z każdą cotygodniową wiejską potupają, zaciska oczy w strachu przed klątwą szatana słysząc zakazane słowo na 'S'. Jeśli należysz do tych przerażonych istot i narodziłeś się w kapuście- nie czytaj dalej. Zmień stronę, zapomnij, że tu trafiłeś i znajdź najlepszy kawałek ziemi do siania kapuścianych plonów.
Tymczasem, świadomość tego, że temat istnieje i poza "robieniem" warto też o nim myśleć, jest jednym z kluczowych elementów budowania damsko- męskich relacji. I wcale nie mam na myśli tych przygodowych, a właśnie te głębokie i bliskie. W damskich rozważaniach na temat związków, często podczas babskiego 'marudzenia', można usłyszeć pytanie "a jak w łóżku? wszystko ok?"- spuentowane "no jeśli w łóżku jest beznadziejnie....to nie ma sensu tego ciągnąć". Szokujące uproszczenie, które na kobiety nie przystało? I tak. I nie. Bo w głębi tego pytania nie kryje się ciekawość o erotyczne detale i sztuczki a o głębię. Kobiety, żeby było dobrze, potrzebują otwartej głowy. A ta wiąże się z bezgranicznym zaufaniem. Z przepływem damskiej energii, która poddaje się sile energii męskiej. Usatysfakcjonowanie kobiety nie wiąże się z mistrzostwem w wyuczonych sztuczkach a znalezieniem klucza do jej głowy na etapie uwodzenia.
Dla kobiecej głowy ważne są nie tylko ruchy mechaniczne ale też lingwistyka. Czym innym jest typowo kobiece kochanie, w którym poddaje się ogromnym emocjom w imię bliskości, a czym innym pieprzenie, w którym przeważa energia męska. Nie znaczy to jednak, że trzeba między tymi znaczeniami wybierać. Bo jeśli się odpowiednio rozpracuje kobiecą głowę, zapewni poczucie zaufania i zadba o pewność siebie, też pieprzenie może być wypełnione całą masą kochania. Dlatego właśnie wiele problemów odkrywa się w łóżku, gdy poza nim robi się słabo. I z tego samego powodu, wiele problemów można w nim rozwiązać.
Tymczasem, świadomość tego, że temat istnieje i poza "robieniem" warto też o nim myśleć, jest jednym z kluczowych elementów budowania damsko- męskich relacji. I wcale nie mam na myśli tych przygodowych, a właśnie te głębokie i bliskie. W damskich rozważaniach na temat związków, często podczas babskiego 'marudzenia', można usłyszeć pytanie "a jak w łóżku? wszystko ok?"- spuentowane "no jeśli w łóżku jest beznadziejnie....to nie ma sensu tego ciągnąć". Szokujące uproszczenie, które na kobiety nie przystało? I tak. I nie. Bo w głębi tego pytania nie kryje się ciekawość o erotyczne detale i sztuczki a o głębię. Kobiety, żeby było dobrze, potrzebują otwartej głowy. A ta wiąże się z bezgranicznym zaufaniem. Z przepływem damskiej energii, która poddaje się sile energii męskiej. Usatysfakcjonowanie kobiety nie wiąże się z mistrzostwem w wyuczonych sztuczkach a znalezieniem klucza do jej głowy na etapie uwodzenia.
Dla kobiecej głowy ważne są nie tylko ruchy mechaniczne ale też lingwistyka. Czym innym jest typowo kobiece kochanie, w którym poddaje się ogromnym emocjom w imię bliskości, a czym innym pieprzenie, w którym przeważa energia męska. Nie znaczy to jednak, że trzeba między tymi znaczeniami wybierać. Bo jeśli się odpowiednio rozpracuje kobiecą głowę, zapewni poczucie zaufania i zadba o pewność siebie, też pieprzenie może być wypełnione całą masą kochania. Dlatego właśnie wiele problemów odkrywa się w łóżku, gdy poza nim robi się słabo. I z tego samego powodu, wiele problemów można w nim rozwiązać.
Czy nie łatwiej byłoby gdyby kobiety nie musiały mówić między sobą szeptem pytając "a jak w łóżku?" a zamiast tego, rozmawiały o swoich wrażeniach z facetami? Może gdyby rozmawiając ze sobą, pary potrafiły poznawać się i przerabiać w sposób otwarty swoje potrzeby, byłoby mniej nieporozumień, mniej frustracji i w konsekwencji mniej rozwodów? Jednak zamiast rozmawiać, zamykamy się często w skorupach ograniczeń socjalnych, wyznaczanych przez naszą kulturę i nie rozmawiamy bo nie wypada, bo nie można, bo to tematy trudne, które lepiej omijać. Mężczyźni gdy coś im nie wyjdzie, kryją swój wstyd i frustrację za żelaznymi maskami, w które ubierają swoje zranione ego. Nie przyznają przecież, że coś im nie wyszło, nie spodobało się i coś jest nie tak. Kobiety czują się wtedy odrzucone i nie dość dobre. Nikt nikomu nie powie o co chodzi. Klimat przenosi się na inne sfery życia. Bo kiedy nie rozmawia się o rzeczach małych nie zacznie się magicznie rozmawiać o rzeczach większych, a już na pewno nie o tych, które się nagromadziły i narosły jedne na drugie. I tak koło się zamyka.
Panowie! Kobiety myślą o seksie i bliskości. Mówią o nim. I chcą o nim rozmawiać z mężczyznami. Potrzebują tylko warunków i świadomości, że druga strona chce grać do jednej bramki a nie traktować każdą próbę dotarcia się jak atak. Jeśli już traficie na kobietę, z którą będziecie chcieli się kochać a nie tylko ją pukać, spróbujcie wznieść się ponad męskie 'nie wypada'. Gdy otworzycie kobiecą głowę- będziecie mieli wszystko.
Panie! Bez względu na rozmiary, krągłości, wklęsłości i inne fanaberie, które widzimy tylko my- pamiętajmy, że jesteśmy na tym świecie płcią piękną. Mówcie. Próbujcie.Współodczuwajcie. I dzielcie się myślami o tych uczuciach z nimi. Po prostu spróbujcie przebić się przez te maski "męskości". Dla swojego komfortu, lepszego samopoczucia i zgranego duetu, którego każda z nas przecież szuka.
'Jak to działa' w tym kontekście, jestem absolutnie pewna. Osobiście spieprzyłam już dostatecznie dużo relacji żeby zacząć wyciągać wnioski. I dziś wiem, że o utrzymanie poziomu ognia i rozmowy trzeba zadbać na samym początku, bo z każdym odbiciem od ściany ląduje się o kolejny metr za daleko. Możecie mnie dziś hejtować za temat tabu albo przemyśleć i sprawdzić czy działa. Niezależnie od tego jak to potraktujecie, życzę Wam żebyście wiedzieli czego szukacie.
Czasem mam wrażenie ze otaczają nas różne rzeczywistości. Rewolucja sexualna zaczęła się pod koniec lat 60. To wystarczająco dawno, aby ludzie z pokolenia urodzonego około 80 roku i dalej, nie nosili piętna traktowania sexu jak oddawanie kału - czasem trzeba. Jesli teraz chcesz igrać ze stosem, lepiej porusz temat wytrwania w dziewictwie do ślubu, lub współżycia z tylko jednym partnerem/partnerka przez całe życie.
OdpowiedzUsuńA że niektórzy ludzie boją się rozmawiać ze swoimi partnerami na tematy łóżkowe nie wynika z sugerowanej przez Ciebie hipokryzji, ale z faktu że sexualna ekspansja karze nam sądzić, że każdy z nas musi pewien poziom reprezentować. Każdy Polak mówi po angielsku, każdy ma wykształcenie wyższe, każdy ma być świetnym kochankiem. Tylko skąd to wiedzieć? Są dwie opcje. Albo próbowac i sprawdzac reakcje partnerow/partnerek, albo o tym gadać tak długo, aż wyciągniemy wnioski.
Ja też mam coś do powiedzenia w tym temacie. Przebrnęłam przez najróżniejsze aspekty seksualnosci , od nieswiadomej i niesmialej, przez w pełni świadomą aż do duchowej i wiem jedno. Im bardziej rozkładamy ją na składowe, tym więcej z niej tracimy.
Nie chodzi o wstyd, ale o dosłowność.
Piotr Szreniawski: "dosłowność to męczarnia mędrca, ale rozkosz fachowca"
OdpowiedzUsuńDziękuję za wpis zarówno Twój, jak i Nowiutkiego Rupiecia (7ka, doprawdy? takie miano? :))
OdpowiedzUsuńNie potrafię się wypowiedzieć, tyle tylko, że uważam , że jak w każdej innej relacji i w każdy, innym obszarze - trzeba rozmawiać. I moim zdaniem to są sprawy delikatne, bo dla mnie sprawy łóżkowe to nie jest temat na gadkę przy kawie w kontekście "co mi się podoba" a "co mi się nie podoba", bo wydaje mi się, że wieź fizyczna jest na tyle intymna, ważna i w sposób kluczowy zmieniająca relacje między dwojgiem, że to jest temat nie tyle tabu, bo wstydliwy, ile tabu - bo święty, bo tylko między mną a tym, z kim decyduję się dzielić moje ciało. That would be it. Cheers! :)
Ah, wiesz, jak wymyślałam tą nazwę dla bloga, miałam na myśli raczej mój pociąg do staroci, w których znajduję prawo do ponownego zaistnienia, ale z biegiem czasu zaczynam dostrzegać, że i w kwestii postrzegania świata ten login ma coraz więcej racji bytu ;)
Usuń