Nie jestem szczególną fanką pociagowych smalltalków. Nauczona doświadczeniem, wiem, że kiedy odezwiemy się trzema słowami, trafiając na kogoś z gatunku pociągowej gaduły, już po nas. Nici ze spania, czytania książki, słuchania muzyki. Pozostaje tylko układanie cichych spisków w głowie "jak wykręcić się z tej gadki"? Wszystko ok kiedy jedziemy w krótką podróż i nie chcemy wykorzystać czasu spędzonego w pociągu na odpoczynek. Gorzej, kiedy jedziemy pół doby. Niemniej, przez ostatni miesiąc, uczę się czytania z tych przypadkowych rozmów sedna sprawy i wyciągania z nich wniosków. Poniekąd, jestem do tego zmuszona. Przez wybory, których dokonałam i w których muszę sobie poradzić bez poduszki ratunkowej u boku, muszę nawiązywać nowe relacje, chociażby po to żeby nie oszaleć w ciszy. Muszę organizować życie we wciąż jeszcze obcym mieście, w którym nie wiem gdzie kupić bilet metropolitalny i czym dojechać do galerii handlowej. Potrzeba matką wynalazku- i okazuje się, że to co kiedyś wydawało mi się zbędne a nawet nieco przerażające, już nie jest takie trudne a coraz więcej rozmów i ludzkich historii zaskakuje mnie i pokazuje, że moje życie nie jest jedynym i najciekawszym splotem zagadek snutych przez los.
Ludzie się przemieszczają. Podczas ostatniej doby spotkałam w pociągu pana, który pracuje w Krakowie a mieszka w Łodzi. Mieszkającego w Krakowie i pracującego w Warszawie. Pochodzącego z Krakowa, jadącego do Trójmiasta znaleźć mieszkanie w Gdyni i odnaleźć dawnego kumpla w Gdańsku. Znam ludzi, którzy urodzili się w Lublinie a mieszkają w Gdyni. Pochodzą z Płocka, studiowali w Poznaniu a zawędrowali do Sopotu. Z Ostrowa Wielkopolskiego przybyli do Krainy Tysiąca Jezior. Mieszkają w Gdyni i pracują w Warszawie. Z Opola wędrują do Olsztyna. Pochodzą z mniejszych miejscowości a osiedlają się w 'wielkich' miastach i można by tak wymieniać długo, nie wspominając o wielu znajomych, którzy swojego szczęścia postanowili szukać w innych krajach. Ludzie poszukują swojego miejsca. Podróżują, szukają szans, mają nadzieje, plany a nawet ich brak. Świat nie jest taki wielki jak się wydaje. Środki transportu coraz szybsze a ludzkie marzenia coraz większe.
A ja? Sama nie wiem gdzie jestem "U SIEBIE". Czy tam gdzie się urodziłam, żyłam 20-kilka lat i mam rodzinę. Czy tu gdzie wiem, na której półce jest herbata i wita mnie niezamieciona podłoga. Czy może tam gdzie poznałam więcej osób podobnie myślących o świecie jak ja niż kiedykolwiek wcześniej. A może w pociągu, w którym powoli zaczyna mi się spać niemal tak dobrze jak w prawdziwym łóżku? Ostatnio często słyszę pytanie "Po co tam mieszkasz? Przecież już teraz nic Cię tam chyba nie trzyma?". To prawda. Nie trzyma. Ja po prostu poszukuję i myślę co dalej. Na dzień dzisiejszy nic nie zapowiada się na to żebym chciała wrócić do Olsztyna na stałe. Miasto choć piękne, jest dość 'ciasne' na moje poszukiwania. Dużo ważniejsze niż spokojne życie w lokalnej firmie jest dla mnie wspierające środowisko i możliwość rozwoju. Próbując różnych rzeczy nie wiedząc po co je robię, nauczyłam się, że nie mam czasu na bylejakość. Nie chcę byle jakiego związku, który jest tylko OK. Nie chcę znajomych, którzy ściągają w dół zamiast podnosić poprzeczkę. Nie chcę robić rzeczy, które są tylko 'w porządku'. Interesują mnie te przeżycia, którym mogę oddać się z pełnym przekonaniem. Wierzę, że Wszechświat wie co robi, prowadząc mnie za rękę w różne strony Polski. Uczę się żyć w 'tu i teraz' i podpierać się myślą rzuconą mi przez jedną
z 'krążących' znajomych, że "odległość jest tylko w Twojej głowie".
Jestem u siebie to znaczy: Otwieram głowę, słucham serca i to mój jedyny plan.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty? Co o tym myślisz?