wtorek, 7 stycznia 2014

Część rozkmin zwiezionych z gór.

Ostatnie dni spędziłam w podróży, która była mi potrzebna bardziej niż tlen. Podróż spontaniczna i ponad wszystko zaskakująca. Gdy pociąg odjeżdżał z pierwszej stacji dworca, zanotowałam: "Pierwszy raz od tak dawna poczułam niezwykłą radość. Po długich tygodniach wyżymania nerwów do granic możliwości poczułam, że na cztery doby stałam się na prawdę wolnym człowiekiem" (3.01. g.19:44). Może nie wróciłam spokojniejsza ale na pewno odważniejsza.
Wszystkim borykającym się z rozkminkami natury egzystencjalnej polecam spędzenie kilkunastu godzin we własnym towarzystwie ze zmieniającym się podróżnym krajobrazem w tle, zwieńczone samotnym wędrowaniem do najpiękniejszych miejsc, które wzbudzają poczucie siły. Przez ostatnie dni przynajmniej dwa razy przeszłam przez pełen proces towarzyszący doświadczaniu nowych stanów i emocji: od strachu przed porażką podpowiadającego, że może lepiej w ogóle się nigdzie nie wybierać, przez walkę serca z rozumem, aż po ogromny zachwyt, zadowolenie i szczęście, że udało się przekroczyć kolejną granicę i wejść na własny szczyt, który jeszcze niedawno wydawał się być nieosiągalny. W górach rozmawiałam ze sobą, nagrywałam myśli żeby nie uciekły zbyt szybko. Odwiedzając Kraków, upewniłam się, że są na świecie osoby, które składają w logiczną całość świat w sposób podobny do mojego. Wszystko przez ostatnie dni było spontaniczne i umiejscowione w "tu i teraz". Dziesiątki pojedynczych "tu i teraz", w których czułam szczęście i fale spokoju zalewające niekiedy moją głowę. Takie wyjazdy pokazują nam siebie nieco z innej perspektywy. Trochę z dystansem, odkurzając się z codzienności nie przysłaniającej jasności przekazu.
Wniosków z tej wyprawy jest kilka. Na dziś niech będzie kilka najważniejszych. Co więc tym razem?

Po pierwsze, drugie, trzecie: NIE WALCZYĆ. 

No 1. Przyszedł czas, w którym dojrzałam. Działo się to już od pewnego czasu i nie raz można było znaleźć wzmiankę o tym, że dojrzewam, że czuję, że ten moment nadchodzi. Trochę się jeszcze buntowałam, trochę uciekałam, trochę chciałam zostać jedną nogą po tej łatwiejszej stronie. Dziś wiem, że dorosłam. Przede wszystkim do świadomości. Wiem czego nie chcę i wiem czego chcę. Wiem co jest dla mnie ważne, z czym nie ma sensu walczyć a po prostu trzeba zaakceptować. Nie przeskoczę tego, że jestem niezależnym duchem. Nie byłam, nie jestem i nigdy nie będę osobą, która da się wtłoczyć w schemat, którego nie wyznaje jako własny. Próby jakiegokolwiek przymknięcia oka nie sprawdzają się. Dorosłam do tego żeby przyjąć ten fakt i już z nim nie walczyć. Po prostu. Przyjmuję go ze świadomością wszystkich plusów i minusów jako coś do czego trzeba przyczepiać kolejne klocki układanki zwanej życiem.

No 2. Nie będę miała dwójki dzieci przed 30-stką, męża pracującego w nudnej korporacji ani 8-godzinnej pracy w pierwszym lepszym urzędzie. Kiedy byłam młodsza, chciałam być młodą mamą i trochę za mną to marzenie krążyło. Według tamtej wizji powinnam już mieć pod pachą pierwsze dziecko. Nie mam. I spokojnie poczekam do momentu, w którym ich ojcem będzie mógł zostać człowiek na tyle świadomy żeby akceptować moje przekonania, nie chcąc ich zmieniać ani z nimi walczyć. Jeśli mam wychowywać dzieci w klimacie walki o światopogląd w kwestiach dla mnie zasadniczych, powiększając w ten sposób grono polskich frustratów, wolę ich nie wychowywać wcale. Mam czas żeby jeszcze poczekać a zamiast ślubnych welonów kupować kolorowe trampki i zwiedzać świat. Odpuszczam walkę o realizację marzeń zakorzenionych gdzieś pomiędzy bajkami o kopciuszkach.

No 3. Nie jest absolutną prawdą, że jestem nieempatyczną egoistką, która nie potrafi kochać. Jestem empatyczna kiedy osobom mi bliskim jest przykro bo wydarzyło się coś co nie jest po ich myśli. Absolutnie nie jestem, kiedy chodzi jedynie o użalanie się nad własnym rozlanym mlekiem, taplając się w pretensjach do całego świata zamiast podnieść się i ruszyć do przodu. To schemat, który jest zupełnie sprzeczny z moim tokiem myślenia, a za empatyczne uważam nie wspieranie tego zalewu żalu, a zapalenie światełka w tunelu "że może warto ruszyć do przodu?".
Potrafię spalać się w zakochaniu. Potrafię ciągnąc kogoś za rękę. Potrafię oddawać się wspólnym chwilom. Nie potrafię jednak zrezygnować w tym z siebie, biorąc cudze wizje za swoje i rezygnując z własnych. Moja miłość kończy się tam gdzie ktoś próbuje zabronić mi być sobą, każąc wybierać i usiłując przestawić na swoje tory siłą. Czym jest więc miłość? Moim zdaniem wspólnym światem, złożonym z dwóch żyć, które wzajemnie mogą przy sobie wzrastać, inspirować się i wspierać. Czy mam rację? Nie wiem. Definicji na miłość jest tyle ilu ludzi na świecie. O relacjach odważę się mówić kiedy zdarzy mi się mieć 10-letni związek małżeński. Do tego czasu mogę mieć nadzieję, że to czego szukam jest możliwe.Może czas zweryfikuje ten ideał? Może. Tymczasem, tak to widzę i tego chcę.

Egoizm? Tak. Jestem egoistką, jak każdy z nas. Każde ludzkie działanie wywodzi się od wewnętrznej potrzeby człowieka, co wsparte jest teoriami z podstaw psychologii. To potrzeba jest podstawową motywacją do podejmowania każdego- nawet najmniejszego wysiłku. Od zachowań pierwotnych po bardzo rozbudowane schematy poznawcze, decyzje konsumenckie i te abstrakcyjne, na przykład dotyczące rozwoju. Nawet papież zaczął od własnego rozwoju duchowego, odczuwając potrzebę poznania Boga. Nie można oddawać się innym, nie spełniając przy tym własnych potrzeb i nie wiedząc co jest dla nas ważne. Egoizm jest podstawą altruizmu. Zgodzę się z tym, że jestem wychowana w stylu gwiazdy, co sprawia, że o swoich myślach mówię głośno, że nie boję się ryzyka a mój egocentryzm może wydawać się po wielokroć bardziej widoczny niż ukryte JA introwertyków.

Skłaniam głowę w pokorze, zdając sobie sprawę, że zdarzyło mi się nawalić, zawieść, podnieść nos za wysoko, być nie fair i zachować się samolubnie nawet wtedy kiedy nie było to absolutnie konieczne i mogłabym odpuścić. Jestem tylko człowiekiem. Z drugiej strony, udało mi się też zrobić dla świata kilka dobrych rzeczy. Bez egocentryzmu nie napisałabym nigdy żadnej pracy, nie dzieliłabym się myślami na blogu, nie prowadziłabym firmy, nie podjęłabym się wielu akcji publicznych i tak mogłabym wymieniać w nieskończoność czego bym nie zrobiła a za co też wiele osób mnie lubi i podziwia. Znam kilka osób, które nawet jeśli nie do końca rozumieją to przynajmniej akceptują to w jaki sposób myślę o świecie i które się na mnie nie zawiodły kiedy tego potrzebowały.
Być może muszę zwrócić uwagę na formę przekazu, może mniej radykalnie przekazywać własne racje. Na pewno są kwestie nad którymi muszę popracować. Nie dam się jednak wkręcić w paranoję i nie przedstawię teatru samobiczowania tylko dlatego, że ktoś sobie tego życzy i wydaje mu się, że patrzy na świat inaczej niż ja.Tym bardziej, że nie zdarzyło mi się spotkać w gronie najgłośniej krzyczących o cudzym egoizmie osoby, która sama wyglądałaby na zadowoloną i w pełni szczęśliwą ze swojego życia. Każdy najlepiej czuje się w gronie osób, które w jakiś sposób są podobne do niego samego. Dlatego, jeśli mój stopień egoizmu jest dla kogoś zbyt wielki, trudno, na świecie jest ponad 7 miliardów ludzi i można wśród nich szukać takich, które lubią sprawiać innym przyjemność pogrążając się we własnym cierpieniu. Ja nie zamierzam konkurować i walczyć o swoje miejsce w tym wyścigu. 

To, że dorastam nie znaczy, że przestaje marzyć. Paradoksalnie dopiero zaczynam. Z pełną świadomością łączyć marzenia z przekonaniem, że tylko ich realizacja zagwarantuje mi i osobom w moim otoczeniu szczęście. Wybrałam. Porzucam walkę między tym czego chcę dla siebie samej a tym, czego chcą dla siebie ode mnie inni. Porzucam walkę po to żeby zrobić miejsce odwadze do przekładania marzeń w plany.

A na osłodzenie, kilka fotek z zimowych Tatr. Enjoy! :)




1 komentarz:

  1. I strasznie mi sie podoba to , co napisalas o zwiazkach. Wielu ludzi pakuje sie w relacje, w ktorej juz z zalozenia chca zmieniac/ustawiac partnera wg wlasnych mysli. Co moim zdaniem jest bez sensu, albo jestem z kims kogo kocham i akceptuje, albo szukam dalej. Po co sie meczyc? Po co WALCZYC?Chcemy z innych zrobic idealy, sami bedac od nich dosc daleko. .

    OdpowiedzUsuń

A Ty? Co o tym myślisz?