Do zdziwionych opinii w stylu "jak Ty to robisz", "skąd masz na to wszystko czas?", "podziwiam, że Ci się chce..." PRZYWYKŁAM. Zwykle po prostu się uśmiecham i w odpowiedzi rzucam mimo chodem coś w stylu "No po prostu tak jest". Nie da się przekazać recepty na ułożenie czyjegoś życia w kilka godzin. Nie da się też wymyślić za kogoś jak ma organizować swój czas. Zaczęłam się jednak zastanawiać, schodząc z poziomu teorii, technik i książkowych sposobów, jaka jest odpowiedź na pytanie 'co w moim życiu decyduje o tym, że mi się chce, że mam energię i że generalnie ogarniam?" Odpowiedzieć można jednym słowem: "WSZYSTKO".
Próbując wyłapać jednak kilka drobnych wskazówek z dnia codziennego, przychodzą mi do głowy detale, które złożone w całość na pewno mają wpływ na moje sprawniejsze poruszanie się w dżungli różnorodnych zajęć i obowiązków. Oto i one:
Staram się wysypiać. I nie chodzi o wysypianie się do oporu czy przesypianie połowy dnia a o regularność. Zasypianie i wstawianie o zbliżonych godzinach. Jeśli zasypiam o 23:00, wstaje o 8:00. Jeśli zasypiam po 1:00 wstaję w okolicach 9:00. Okolica 8 godzin snu jest ideałem. W okresach, w których udaje mi się wchodzić w regularny rytm snu, czuję się lepiej. Mój organizm wie co się dzieje i w rezultacie przekłada się to na lepszą efektywność.
Staram się jeść regularnie i jak najmniej śmieciowo. Skłamałabym gdybym powiedziała, że jem eko i nigdy nie tykam fastfoodów. Oczywiście, że jadam w fastfoodzie jednak coraz częściej jest to męczarnią spowodowaną brakiem innej opcji niż przyjemnością czy rodzajem rozrywki. Wybierając rodzaj fastfoodu, coraz częściej wybieram kanapkę w Subwayu niż kanapkę w KFC. Nic nie równa się jednak z prawdziwym śniadaniem, obiadem i kolacją jedzonymi w regularnych porach. Funkcjonuję obecnie między dwoma miastami i zależność tą najbardziej odczuwam przemieszczając się, kiedy wytrącam się z rytmu własnych obiadów, mając do odwiedzenia wiele miejsc i załatwienia wielu spraw, regularnosć posiłków się zaburza. Organizm, kiedy tylko wyłapie te różnice, zaczyna działać mniej sprawnie, rozleniwia się i robi wszystko co może żeby nie tracić zbyt dużo zgromadzonej energii. Kiedyś myślałam, że to bzdury. Dziś jestem pewna, że dbanie o siebie ma ogromny wpływ na tempo działania.
Nie dzielę dnia na godziny w pracy, godziny dla domu, godziny dla siebie, godziny dla znajomych itd. Mam to szczęście (które jest czystą konsekwencją wyboru, którego dokonałam), że mogę robić to na co mam ochotę i co lubię. W związku z tym, nie muszę tworzyć sztucznych barier pomiędzy życiem zawodowym i prywatnym. Nie stresuję się więc, że jest godzina 19 i nie powinnam odpisać na maila czy zrobić oferty bo to jest mój czas prywatny. W zależności od tego co którego dnia trzeba zrobić, przeplatam zadania ze spotkaniami prywatnymi i staram się nie nawarstwiać zbyt wielu drobnych rzeczy do zrobienia na kolejny dzień. W każdej chwili staram się być tu i teraz i kiedy o 9:00 tworzę ofertę to tworze ofertę a gdy o 12:00 jestem z kimś na kawie to jestem na kawie, pilnując się jednocześnie nie być głową gdzieś indziej.
Korzystam z dobrodziejstw techniki. Niesamowicie wiele czasu zaoszczędza mi posiadanie smartfona i korzystanie z tzw "chmur" w Internecie. Nie wnikam w teorie spiskowe co przetwarza Google a co kradnie Facebook. Nie prowadzę biznesu w skali globalnej i nie wiem za bardzo kto mógłby być zainteresowany wykradaniem moich super tajnych danych. Używam trzech kalendarzy Google, połączonych w całość synchronizującą się z kalendarzem w telefonie. Używam Storino i dysku Google. Na krótkie maile i pytania osób, z którymi współpracuję odpowiadam na messengerze, dzięki czemu nie zapominam o tych sprawach, mam je załatwione od ręki i nie nawarstwiają się. Dzięki odbieraniu maila (a właściwie 4 maili) w telefonie, też mogę robić natychmiastową selekcję tego co spływa do skrzynki kasując śmieci, odpisując od razu na szybkie pytania i zaznaczając gwiazdką ważne wiadomości, na które muszę odpowiedzieć kiedy będę przed komputerem.
Nie uznaję zwrotów takich jak: "nie da się", "nie dam rady", "to jest niemożliwe", "nie uda mi się" itp. Mój instynkt samozachowawczy nie miał zbyt wielu okazji żeby się rozwijać i kiedy czegoś się boję, myślę raczej "Nie da się? No to zobaczymy". Już tyle razy udało mi się opanować coś co było podobno nie do zrobienia, że nie tracę już czasu na rozpływanie się we własnym strachu i przytłaczających myślach o dziesiątkach powodów, dla których coś może się nie udać.
Planuję dzień z wyprzedzeniem. Używam karteczek 'stick note' na pulpicie laptopa, notuję na nich wszystko co wpada do załatwienia, a kiedy jest coś zrobione- kasuję. Staram się wiedzieć co i o której będę robić następnego dnia. Często staram się dookreślić co to znaczy, że "zdzwonimy się albo zobaczymy jak wyjdzie" chcąc zawsze wiedzieć o której może to nastąpić. Nie wszyscy to rozumieją i niekiedy sprawia to wrażenie, że wymuszam na znajomych i osobach bliskich określanie się w czasie, jednak nie wynika to z mojej złośliwości tylko nawyku planowania, który skutecznie pomaga mi uniknąć sajgonu i frustracji związanej z niepewnością, że nie wiem czy mogę się zabrać teraz za coś co wymaga ode mnie większej ilości czasu czy lepiej skupić się na rzeczach mniejszych bo w każdej chwili może nastąpić "zdzwonienie". Unikam takich sytuacji jak ognia!
Nie oglądam telewizji i nie rozmyślam o głodzie na świecie. Nie skupiam się na sprawach, na które nie mam wpływu. Nie zajmuję sobie głowy stękaniem więc...mam więcej miejsca na zapamiętywanie rzeczy ważnych.
Słucham organizmu. Kiedy czuję, że mój organizm się rozregulował, mam
mniejszy zapał i po prostu jestem zmęczona- odpoczywam. Biorę do ręki
kobiecą gazetę, czytam luźniejsze felietony albo po prostu wyciszam firmowy telefon i idę spać.
Kiedy jestem zmęczona psychicznie przez dłuższy czas, wyjeżdżam albo
ogłaszam, że poza sytuacjami, w których się pali- nie ma mnie. Mam
szczęście być już w momencie, w którym pewne zadania mogę delegować
osobom, które wiem, że się o nie zatroszczą tak jak trzeba więc...kiedy
wiem, że muszę się odciąć na chwilę, robię to i daję sobie spokój z
wyrzutami sumienia.
Odpoczywam w międzyczasie. Staram się słuchać pozytywnej muzyki wtedy kiedy gdzieś idę lub w tle- przed komputerem. Jeżdżąc autobusem czytam książkę. Jednym słowem- kiedy tylko się da ściągam mózg z wysokich obrotów na chwilę odpoczynku. Po takich chwilach często pojawiają się zaskakujące pomysły dotyczące tematu, na który wcześniej dużo myślałam. Dzieje się to w tak zwanym międzyczasie więc z jednej strony nie czuję się przytłoczona nadmiarem myślenia o rzeczach ważnych, a z drugiej nie rozwlekam się w odpoczywaniu.
Nie ma idealnej recepty, która zadziała u każdego. Trzeba wypracować pewne nawyki, testować, obserwować jakie skutki niosą wprowadzane zmiany, słuchać intuicji. Po prostu ŻYĆ! I jarać się życiem! Robić to co się chce a nie to co wymyślili nam do zrobienia inni a okaże się, że wszystko da się pogodzić.
Odwagi i powodzenia!
Ka.
Wszystko do mnie trafia, poza jednym punktem, w którym mam pewne wątpliwości. Ale nie dotyczą one ogółu tylko mnie samej. Zapamiętałam też, że Twój sposób nie jest uniwersalnym, więc dzielę się swoją zagwozdką w woli podjęcia luźnej dyskusji, a nie zanegowania Twojego sposobu.
OdpowiedzUsuńStaram się dzielić czas na prywatny i służbowy z prostego względu. Do 16 mam czas sam na sam ze sobą w pracowni, ale po 16 mam w domu córkę i jak jest lepszy dzień już od 16 męża i siłą rzeczy takie swobodne przeplatanie czasu nie jest do końca możliwie, jeśli się chce go poświęcić rodzinie, a ona jest dostępna po południu, a nie rano. Oczywiście kiedy się pracuje na własny rachunek można sobie pozwolić na swobodniejsze dysponowanie czasem, jednak kiedy przestaję pilnować "bloku przedpołudniowego ;)" na pracę, cały plan się sypie, bo już nie znajduję na nią innego czasu. I kończy się tak, że dany dzień, kiedy zaburzam ten rytm jest dniem bez pracy.
Musze rozkminić ten kalendarz google i podoba mi się jeszcze pomysł z karteczkami na pulpicie. I faktycznie, doceniłam smartphone'a, mimo moich uprzedzeń :).
Super post. DZIĘKI!!!!
No jasne!
UsuńCiężko podważać tym argumentem moje teorie, chociażby dlatego, że nie mam dzieci więc póki co jestem "jedynym Panem" swojego czasu :)
To, jak kto dzieli dzień,zależy od bardzo wielu czynników. Ja jestem w gorącej wodzie kąpana (wiadomo!) i odkąd pamiętam, szybkie działanie wychodzi mi w sposób naturalny więc pewnie dlatego łatwo przychodzi mi funkcjonowanie w takiej "mieszance". Mam nadzieję, że kiedy będę miała dzieci uda mi się mieć już tak zorganizowane życie, że będę żyć w jednym mieście a dzieci będą mogły "pracować" ze mną (MARZENIE!). Bez względu jednak na to jak to będzie....obecny model na pewno przejdzie kilka zmian:) Napiszę wtedy...."Jak ja TO robię...z dzieckiem pod pachą!" :D
Dzięki za komentarz! ;)