piątek, 21 listopada 2014

Jestem zmęczona

Rzadko piszę notki w tym tonie. Uwielbiam swoje życie i cieszę się ze wszystkich jego elementów. Wiem, że mam więcej szczęścia niż mogłabym sobie życzyć. Poza motywującymi rozkminkami, przychodzą jednak spadki formy i zupełne ich ukrycie, byłoby brakującym elementem całej układanki. Każdy z nas tak czasem ma. Mam i ja! 


Jestem zmęczona. Dość mam podróży. Przemieszczania się z miejsca na miejsce i wyciskania każdej chwili do ostatniej minuty. Kiedy jestem w Olsztynie, staram się każdą chwilę poświęcić na pracę i rodzinę. Zawsze jest coś do zrobienia i zawsze doba jest za krótka. Kiedy jestem w Trójmieście, staram się nadrobić doktoranckie sprawy, udając, że w międzyczasie miałam na nie czas, którego tak na prawdę nie mam, a powinnam mieć. I spotkania ze znajomymi, którzy są tu i których opowieści jestem tak strasznie ciekawa. Czasu i tak na wszystkich brakuje. Kiedy jestem w Krakowie, staram się nabyć we dwoje na zaś, lawirując między spotkaniami i podróżując przeklętymi tramwajami, których trasy ciągną się i ciągną, napędzając się moim zmęczeniem. Wiem, że trawa jest zielona tam gdzie nas nie ma, a Ci, którzy siedzą w jednym miejscu, często zazdroszczą mi mobilności. Tym razem jednak nie chodzi o zwykłe zmęczenie. Pogoń ta trwa już kolejny miesiąc. Nauczyłam się w niej funkcjonować na swój sposób, jednak na dłuższą metę czuję, że się w niej strasznie postarzałam. Chciałabym usiąść po środku. W miejscu,z którego jestem w stanie dostać się wszędzie w trzy godziny i do którego mogę wracać. Chcę usiąść w chwili, którą można wykorzystać na odpoczynek, a nie odpoczywać w międzyczasie, w podróży, w pociągu, w nocnym busie, na obcej kanapie. 

Czas zawieszenia trwa. Oczekiwanie na rozwiązania z tygodnia na tydzień się przedłużają. Nadchodzą kolejne urodziny, a ja czuję się jakby od ostatnich minęło 3 razy więcej czasu. Znam ten stan i wiem, że nie wróży nic dobrego. Muszę dłuższą chwilę odpocząć. Przestać uprawiać nieskończoną bilokację. Wiem, że długo w jednym miejscu nie usiedzę, jednak teraz potrzebuję tego, żeby złapać długi wdech powietrza. Ostatnio funkcjonuję raczej na bezdechu przerywanym płytką zadyszką.

Siadam więc dziś w ciszy, korzystając z uroków sympatycznej sopockiej kawalerki. Wgapiam się w światła miasta graniczącego z morzem. Nigdzie nie idę i już za niczym nie biegnę. Postanawiam- zostaję tu dzień dłużej. Poświęcę ten czas bibliotece, poprawkom do publikacji, będę chodzić wolno i w końcu zjem mozzarellę z pomidorem. Wśród barowego jedzenia, ten smak staje się dziś prawdziwym rarytasem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty? Co o tym myślisz?