czwartek, 1 sierpnia 2013

Popkultura wolności (?)

Słowo 'wolność'? Chwilę po pierwszym skojarzeniu związanym z decydowaniem o sobie i robieniem tego co się chce, jest ono wypychane przez nadciągające z drugiej części głowy patetyczne wizje powstańcze mieszane z opowieściami o czasach wojny, komunizmu i wszystkich nieszczęść, które mimo upływu czasu i tego, że najmłodsze pokolenie 'dorosłych' nie ma z nim związanych ŻADNYCH doświadczeń, żyją w narodzie do dziś. Nie ma dnia żeby wśród internetowych postów nie zobaczyć wpisów głoszących hasła w stylu "żyj swoim życiem, jestem jaki jestem i nic Ci do tego, miej odwagę czerpać z życia to co najlepsze, żałujesz jeśli nie spróbujesz...bądź sobą i bądź wolny". Sama jestem wielką fanką tego typu idei i mniej się boję wariatów, którzy rzeczywiście wprowadzają je w życie niż tych, którym nigdy nic 'nie wypada'. Jednak wraz z rosnącą popularnością wygłaszanych haseł, zauważam paradoks, który sprawia, ze stają się niekiedy bezsensem i czczym bełkotem.


Wszyscy chcemy być wolni. Żałujemy wolności innym. 
Jesteśmy młodzi, świat stoi przed nami otworem, nasze horyzonty poszerzają się coraz szybciej. Chcemy robić co nam się podoba i co uważamy za stosowne. Wolimy żeby nikt się nami nie interesował i nie wtykał nosa w nie swoje sprawy. Jesteśmy oburzeni gdy słyszymy, że ten powiedział o nas to a tamten tamto. I dlaczego w ogóle ich to interesuje? Z drugiej jednak strony, chętnie oburzymy się na każdego, kto doświadcza wolności na swój sposób. Bo ile razy byliście świadkami oburzonego zdziwienia w stylu 'Co Ty gadasz?! On jest z tą a był z tamtą? Ile on ma lat? Mógłby być jej ojcem? O zgrozo! Ona mogłaby być jego matką! Ale suka...jak ona wygląda?! I co robi z tym Arabem u boku?!' itp. itd. w nieskończoność, codziennie można dokładać kolejnych oburzonych. A co by nie oszczędzać na groteskowym wydźwięku oburzenia, warto dodać, że Ci najbardziej oburzeni, zwykle sami mogą się pochwalić niejednym skandalem, skrycie chowanym pod poduszką.

Wolność w czasach szybkich łączy...?
Bawmy się- ja zrobię Ci fotkę. I później mamy nagłówki, mrożących krew w żyłach absurdów i rozdmuchanych afer. Wczoraj, ogólnopolska (podobno poważna) gazeta pokusiła się o artykuł oparty o domysły wysnute ze zdjęć zamieszczonych w Internecie dotyczących szaroszeregowej gry harcerskiej, na której widać było hitlerowskie elementy ubioru, flagi itp. Kto był w harcerstwie lub miał przyjemność brać udział w jakiejkolwiek grze fabularnej wie, że im lepszy wystrój- tym większe zaangażowanie uczestników, a co za tym idzie- tym głębsze wnioski można wysnuwać na koniec. Ciężko żeby gra o Szarych Szeregach, których historia dotyczy czasów II-giej wojny światowej odbywała się bez udziału punktowych w roli gestapowskich prześladowców. Wystarczy jednak przedstawić obraz bez kontekstu i z kilkoma wnioskami wysnutymi przez głowy szukające podstępu we wszystkie i wszędzie i mamy obraz organizacji młodzieżowej oddającej cześć nazistowskiemu guru. W ten sam sposób z nauczyciela, który podniósł głos można zrobić tyrana gnębiącego uczniów, z koleżanek, które podczas imprezy trzymały się za ręce lesbijki, z odcisków na stopach wysnuć wniosek, że dzieci były maltretowane i wycieńczone podczas wycieczki a ze skwaszonej miny uchwyconej w towarzystwie imigrantów wynikać będzie prześladowanie na tle rasowym. Nie wspominam już o tym, że niesamowitym odkryciem jest fakt, że młodzież ledwo przekraczając próg "naście" wie co to jest seks a kończąc liceum ciężko znaleźć kogoś kto by nie miał swoich pierwszych, drugich i trzecich razów za sobą. Mimo to seks jest ciągle w naszym kraju tematem tabu i zamiast edukować w temacie skutecznej antykoncepcji, lepiej jest udawać, że wszystkich nas przyniosły bociany a  idący na imprezę ludzie w wieku 16 lat grają w bierki. Jeśli zdarzają się inne przypadki, najwyraźniej są wyrazem skrajnej patologii. Śmieszy mnie kiedy ze strony 20-latków słyszę oburzenie "o Boże! Oni mają 17 lat! Skąd mają ten alkohol?!" podczas gdy sami jeszcze nie tak dawno czuli w ustach smak 'zakazanego' piwa. Sami wiązali się z osobami młodszymi i starszymi nie mając skończonej magicznej 18-stki a kiedy już ją skończyli i mogą być wolnymi dorosłymi żałują tego prawa innym. Rozwiewając wszelkie wątpliwości- absolutnie nie mam na myśli, że dobrze będzie jeśli każdy nastolatek będzie jawnie pił, palił, uprawiał sex i na koniec poprawiał wrażenia marihuaną. Oczywiście NIE. Ale nie udawajmy, że kiedy byliśmy w liceum, chodziliśmy w workach pokutnych i pierwszego papierosach w ustach mieliśmy dopiero na studiach. Uczęszczałam do podobno najlepszego liceum w tym mieście a wśród moich znajomych nie ma nikogo kto nie korzystał z uroków 'zakazanych owoców'.
Więc skąd się to bierze? Jak wszystko co dobre- z Zachodu. Smartfony i Internet są niepodważalnym dobrem, które może być wykorzystywane w sposób korzystny dla człowieka ale też bardzo ograniczający. Mając ogromną wolność, trzeba coraz bardziej uważać na to co się mówi i robi żeby nie siłować się później z tłumaczeniem swoich intencji. Gdy ostatnio rozmawiałam z przyjaciółką, mieszkającą w Anglii, potwierdziła moje wrażenie, że z jednej strony można tam robić co się chce (ledwo ubierać, mieć różne wyznania, orientację seksualną, upodobania) i nikogo to nie dziwi, a z drugiej, za słowo 'nygga' można ciągać się po sądach. Dochodzimy do absurdu, w którym kiedy my odezwiemy się do czarnoskórego w ten sposób, możemy być osądzeni za rasizm, a kiedy on powie do nas "pieprzony białasie" raczej nie będzie to traktowane jako śmiertelna zniewaga. Tylko, że zachód jest do tego przyzwyczajony. Od dziesiątek lat, społeczeństwo wychowuje się do życia w tolerancji dla odmienności i z jednoczesnym szacunkiem dla wszystkich. U nas, nowe technologie i trendy wkraczają pomiędzy wiele ciasnych ograniczeń, uwikłanych w konieczność sprawiania pozorów 'porządnego obywatela' nawet jeśli w naszych czterech ścianach rozgrywają się dramaty. Lepiej wytykać palcem innych niż zająć się sobą a w przypływie mas mediów, szybkich kontaktów i komórkowych fotek można nieco zagubić się w odróżnieniu tego co na prawdę jest uwidocznieniem krzywdy a co może okazać się jedynie narzędziem do zrujnowania życia osobom, których intencji po prostu nie chcemy rozumieć, po cichu zazdroszcząc, że mieli odwagę spróbować iść własną drogą a nie tylko pisać o swojej wolności na Facebooku.


A na zakończenie polskie absurdy z uśmiechem: 

1 komentarz:

  1. Zgadzam się z Twoją wypowiedzią. Wolność, jak miłość, stała się bardzo zjechanym pojęciem, pod którym rozumie się już tylko to, że "mogę robić co chcę", bo już nawet nie to że "...co uważam za słuszne". To jest dziś uznawane za po prostu luzowanie sznurków. W efekcie często człowiek traci swoją wolność i odbiera ją innym. Cieszę się, że napisałaś o tym "przystaniu na cudzą wolność", każdy ma prawo wyboru i zadaniem naprawdę trudnym jest jego akceptacja.
    Pozdrówka,
    Sonia

    OdpowiedzUsuń

A Ty? Co o tym myślisz?