Od kilku dni, czas przed komputerem spędzam na pracy- żmudnym uzupełnianiu tekstów na stronie, pisaniu ofert, odświeżaniu szablonów. Po to żeby zdążyć z czasem i przygotowaniem do wrześniowej rewolucji, na której opis jeszcze przyjdzie czas.
Dziś po 8 godzinach przed monitorem, potwierdziłam i stanowczo orzekłam, że nie nadaję się do detali technicznych. Nie wyobrażam sobie zamknięcia na 8 godzin w biurowym pokoju i wykonywania powtarzalnych czynności. Potrzebuję zmienności bo inaczej zaczynam wariować.
Zagłębiając się w analizę podobnych doświadczeń, doszłam do wniosków, że:
Gdybym nie spędziła tego czasu przed komputerem, nie wiedziałabym, że to dla mnie zbyt monotonne.
Gdybym nie przeżyła tygodnia pracy w roli przedstawiciela handlowego, nie widziałabym, że jako absolutna przeciwniczka wciskania czegokolwiek na siłę, nie nadaję się zupełnie do takiej roboty.
Gdybym nie została komendantką hufca, nie nauczyłabym się, że rola szefa i lidera ma swoje ofiary i wymusza decyzje, które z punktu widzenia 'uczestnika' są beznadziejne. Nie zainteresowałabym się PRem. Nie dowiedziałabym się, że nie można fokusować się w 90% na jednej sferze życia, podczas gdy reszta zaczyna przypominać gruzowisko. Nie przeżyłabym swojej pierwszej na prawdę dotkliwej rezygnacji. I z całą pewnością nie zaczęłabym ogromnego wysiłku nad własnym rozwojem.
Gdybym nie założyła działalności w wieku 19 lat, nie wiedziałabym jakich błędów unikać wchodząc teraz w nowy rozdział pracy.
Gdybym nie zainteresowała się kadrą kształcącą, nie pociągnęłabym tematu pedagogiki i pójścia w kierunkach szkoleniowych.
Gdybym nie zdecydowała się sama wstąpić na klub Eddu, nie poznałabym wielu ścieżek związanych z rozwojem duchowym.
Gdybym nie przeżyła miłosnych zawodów, nie umiałabym teraz doceniać tego co mam i do czego dojrzałam.
Gdybym nie potknęła się o własny zadarty zbyt wysoko nos, nie uczyłabym się powoli pokory i akceptacji dla innych poglądów.
Gdybym nikogo nie zawiodła, nie wiedziałabym, że gorzej smakuje zawieść niż być zawiedzionym.
Gdybym nie zrobiła w głowie bałaganu, nie zrozumiałabym, że spokój ducha w długim okresie jest cenniejszy.
Gdybym raz w życiu się nie poddała, nie wiedziałabym, że jest to rodzaj porażki, który smakuje najgorzej.
Gdybym raz w życiu się nie poddała, nie wiedziałabym, że jest to rodzaj porażki, który smakuje najgorzej.
Gdybym nie miała wrodzonej odwagi, nie przeżyłabym bardzo wielu chwil, z których każda czegoś uczyła.
Warto próbować. Bezustannie i każdego dnia. Podejmować nowe wyzwania i wymyślać sobie następne. Bo bez różnicy czy nasze wybory są dobre czy nienajlepsze, ostatecznie zawsze czegoś uczą. Grunt to chcieć widzieć, że nie wszystko na co patrzymy musi być takie jak nam się wydaje. Wiedzieć, że każda sprawa na świecie jest związana z dziesiątkami wydarzeń, które musiały zajść żeby doszła do skutku. Rozumieć, że pojedyncze zachowania nie są odzwierciedleniem całości. Wyciągać wnioski. I próbować dalej. Lepiej. Na nowo.
Odwagi w próbowaniu, dobrej nocy i jeszcze lepszego dnia życzę Wam wszystkim! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty? Co o tym myślisz?