środa, 12 czerwca 2013

Więcej luzu, proszę!

A czemu by tak nie przejechać się po ulicy na rolkach, puszczając bańki mydlane?
Bo komuś mogą się nie spodobać? Bo wyglądają niepoważnie? Bo pełnoletnim już nie wypada? Bo "stary a durny"? Czy inne bo......bo co?
Słońce, które świeci w okna od wczesnych godzin rannych, zmusza mnie ostatnimi dniami do pobudki jeszcze przed 7. Powinnam zakląć więc "pieprzone słońce...." i naburmuszyć się na resztę dnia jako niewyspana królewna. Okazuje się jednak, że czekając na pobudkę reszty świata, do głowy mogą wpadać wesołe pomysły, które ciągną za sobą całą masę wesołych przypadków- jeśli tylko chce się je życzliwie zauważyć i się na nie otworzyć.
Wczorajszego poranka, wpadł mi do głowy bańkowo mydlany konkurs. Kilka godzin później, chcąc zrobić tapetowe zdjęcie, sama dla siebie swój konkurs wygrałam, bawiąc się w najlepsze bańkowym mieczem za 4,50 zł z kiosku RUCHu, przejeżdżając przez całe przymorze w kierunku plaży, nad którą zbierały się deszczowe chmury. I co? I okazało się, że nie wszyscy przechodnie byli oburzeni tym zupełnie niepoważnym zachowaniem. Niektórzy nawet, wyrażali swoją radość w dość głośnym zachwycie. Na burmuchów z niesmakiem wypisanym na twarzy uwagi nie zwracałam, sama bawiąc się wyśmienicie! Nie wiem...może nie smakowały im lody z pobliskiej budki albo stali pod nie do końca pachnącą pachą w autobusie?

Przekładając na sprawy ważne i ważniejsze. Coraz bardziej jestem przekonana o tym, że większość problemów wymyślamy sobie sami tam gdzie ich nie ma. I że im więcej luzu niesiemy w sobie od rana, tym  łatwiej się żyje. W zeszłym tygodniu, kiedy już nie miałam siły przejmować się tym jak pójdzie impreza....kręciły się dużo weselej. Kiedy przestając marudzić, że mam 43 zagadnienia do opracowania, wzięłam się po prostu za nie "w międzyczasie"...okazało się, że chwilę później połowa była już zrobiona. Całe złoża przykładów mogę znaleźć w organizacji, w której działaniu poświęciłam zdecydowanie za wiele miesięcy swojego życia. Nabierając perspektywy i oddalenia, mogę wymieniać dziesiątkami sytuacje świadczące o tym, że z najwyższym stopniem powinna wiązać się odznaka "mistrz problemu" bo od pewnego momentu wszystko dookoła było problemem. A gdzie go nie było, można go było bardzo szybko wymyślić od podstaw i przegadać dziesiątki godzin nad możliwymi rozwiązaniami, które i tak czas rozwiązywał po swojemu. Często inaczej niż wymyśliły to nasze wzięte razem "mądre głowy". Wystarczy rozejrzeć się dookoła, spróbować spojrzeć jakby "z boku" i każdy wokół siebie znajdzie całą masę podobnych przykładów.
Na tym skończę rozwijać temat, bo spieszę się do śniadania na plaży, basenu, siatkówki i nauki w słońcu. Co jest pewnie i tak aż nadto bezczelne....bo przecież mam za 1,5 tygodnia ważny życiowy egzamin, co oznacza, że powinnam zamknąć się w ciemnym pokoju z notatkami w ręku i wynurzać nos w stronę światła tylko na jedzenie!

W ramach puenty, namawiam po prostu: Więcej luzu! Od tak!
Bierzcie bańki i idźcie na spacer po pracy i szkole! :)




2 komentarze:

A Ty? Co o tym myślisz?