wtorek, 5 sierpnia 2014

C jak...CUDA

"Od pewnego czasu mocno wierzę w cuda....że rzeczy szalone potrafią się udać"

Szukam w pamięci momentu, w którym pierwszy raz uwierzyłam. Pierwszego razu kiedy świadomie uznałam, że dzieje się coś szalonego, do czego powodzenia potrzebny jest cud, w który uwierzę. Było to 11 lat temu. I jak często to bywa z cudami, swoje palce maczała w nich pierwsza miłość. Miłości od tamtego czasu się przetasowały. Jedne były bardziej szalone, inne mniej. Wszystkie były wyjątkowe. "Podobno każda miłość jest pierwsza...." lecz w czasie kiedy wiara w miłość upadała i podnosiła się sinusoidalnie, wiara w cuda trwała i trwa do dziś.
Raz wystawiłam tą wiarę na próbę. Zwątpiłam, nie uwierzyłam i długo to zwątpienie odchorowywałam. Gdybym ani razu nie zwątpiła, skąd bym wiedziała, że wierzyć w cuda warto? Więc wierzę!

Czym jest mój cud? 
Cudem jest każdy napotkany uśmiech. Każda nowo poznana osoba, którą spotykam przypadkiem żeby się czegoś od niej nauczyć.
Cudem są uczucia. Wspomniana już miłość, postawiona na głowie miłości nienawiść i cały wachlarz pomiędzy. Tylko te uczucia są cudem, które nie mijają- powiecie. A ja powiem, że każde jest cudem, bo nawet kiedy uczucie przemija, chcę pielęgnować w pamięci cuda, które kiedyś powołały je do życia.
Cudem są przypadkowe okazje. Często najlepsze kierunkowskazy, wskazujące dokąd iść. 
Cudem są osoby, które wiedzą o nas wszystko.
Cudem są podróże, podczas których odwracamy się za siebie i czujemy, że widok zapiera nam dech w piersiach.
Cudem są momenty, które świadomie przeżywamy i jesteśmy obecni w nich a nie w oddalonych od nich myślach. 
Cudem jest wiedza, którą zdobywamy i dzięki, której na nowo poznajemy.
Cudem są zmiany, które w nas zachodzą.

Cudem są takie historie jak ta: 
Ponad tydzień temu byłam w górach z S. Cały weekend miało padać, codziennie prognozy wróżyły południowe burze. Napalone na żwawe wędrówki, po wieczornych schroniskowych hulankach wstawałyśmy skoro świt żeby wyruszyć na szlak i zdążyć przed deszczem. Drugiego dnia po wejściu na Świnicę, chwilę po 10 byłyśmy spowrotem na Zawracie skąd  można zejść do Schroniska w Pięciu Stawach lub wyruszyć na Orlą Perć, za którą tęsknota kusiła mnie bardzo. Skłamałabym mówiąc, że w górach nie pociąga mnie niebezpieczeństwo- dałabym się pokroić żeby wejść chociażby na ten pierwszy fragment Orlej dla chwili skupienia zmieszanego z adrenaliną. Ale mówili, że ma padać, że będzie burza....choć nad głowami miałyśmy czyste niebo. Szybkie obliczenie czasu, w którym powinnyśmy przejść ten fragment, trzy słowa zamienione ze znajomymi już ze schroniska górskimi bywalcami, batonik musli i....decyzja, że idziemy. S. zawarła pakt z Bogiem żeby miał nas w opiece i przypilnował przez chwilę pogody. W różnych emocjach przeszłyśmy tą drogę. Jako duet byłyśmy zestawem dwóch skrajnych biegunów: od maksymalnej radości z poczucia wolności, przez stres, do wściekłości. W polu energetycznym między nami nie trzeba było deszczu żeby czasem trzaskały pioruny. Udało nam się przejść całą drogę suchą stopą. Choć zbierały się chmury i momentami czułam, że już niedaleko coś się w powietrzu kroi, zdążyłyśmy wrócić spokojnie, uspokajając na zejściu emocje. S. podziękowała Bogu, ja podziękowałam Wszechświatowi. Weszłyśmy do schroniska i 10 minut później zaczęła się ulewa z burzowymi grzmotami w komplecie. Miałyśmy przenieść się tego dnia do Morskiego Oka. Ulewa skończyła się na pół godziny przed naszym wyjściem. Znów udało się nam dotrzeć bezpiecznie. Było po 19 więc liczyłyśmy się z tym, że z noclegiem będzie ciężko. I znów cud! Ktoś nie odebrał rezerwacji- miałyśmy dwa łóżka dla siebie. Następnego dnia ta sama historia. Znów zdążyłyśmy wejść na Rysy, zejść do schroniska, wrócić do Zakopanego a pierwsza kropla deszczu pojawiła się chwilę po tym jak wsiadłyśmy do autobusów. Wszechświat czuwał nad nami. Mimo prognoz, wszystko układało się jak na zamówienie. I jak tu nie wierzyć w cuda?

Jako ludzie zachodu, zabijamy wiarę w cuda. Bo to niemożliwe. Dziwne. Inne. Szalone. Nic się przecież samo nie zdarza. Pielęgnujemy w sobie smutki i powtarzalne schematy bo to proste. Skoro wszyscy tak funkcjonują, łatwiej jest się nie wychylać. To wygodne. I prawdą jest, że nic się samo nie zrobi. Prawdą też jest, że wiara w cuda nie jest prosta i wymaga przejścia przez wiele zwątpień. Mimo to myślę, że Wszechświat dba o to żeby cuda się zdarzały, jeśli tylko mamy dostatecznie dużo odwagi by w nie wierzyć. 

2 komentarze:

  1. Tak, to prawda. Cuda się zdarzają, nawet częściej niż myślimy. Kiedyś miałam podobną przygodę w Bieszczadach.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) W Bieszczadach na 100% nad cudami czuwają Bieszczadzkie Anioły :)

      Usuń

A Ty? Co o tym myślisz?