czwartek, 8 maja 2014

Może zamiast zamieniać sukienki na spodnie, powinnam skrócić sobie nogi?

Jestem ostatnio milcząca. Co nie znaczy, że nie mam w głowie wielu myśli, którymi warto byłoby się podzielić. Zablokowałam się i przestawiłam na tory milczenia ponieważ musiałam przerobić nawałnicę myśli. Do końca nie wiedziałam gdzie jest sedno. Zupełnie przypadkiem wzięłam dziś do wanny jedną z książek, które zaczęłam czytać a nie skończyłam. Otworzyłam na przypadkowej stronie i przeczytałam....


Kiedyś powiedziała mi 'Jestem taka zmęczona. Wykonywanie mojej pracy jest dla mnie jak ciągnięcie upartej krowy na szczyt góry'. Po krótkiej rozmowie zdała sobie sprawę z tego, że jako dziecko zawsze łatwo wygrywała. Ponieważ czuła się winna, że zawsze pokonywała inne dzieci, nauczyła się umniejszać swoje osiągnięcia- dawała fory innym żeby wyrównać szanse. Po przeanalizowaniu swojego zachowania zdała sobie sprawę z tego, że podobała jej się rywalizacja z resztą ludzkości. Chciała udowodnić, że jest miłą i 'normalną' osobą. Dla niej ważniejsze było to, żeby ją lubiano, niż odnoszenie sukcesów. Powiedziałam jej: 'Najpierw bądź miła dla siebie. Pozwól żeby reszta ludzkości zajęła się sobą'. 
(Sztuka wojny dla kobiet Sun Tzu) 

To jest to. Odkąd pamiętam wszystko przychodziło mi łatwo. Nigdy nie spędzałam długich godzin na nauce a kończyłam szkołę z czerwonym paskiem na świadectwie. Nigdy nie trenowałam dużo a brałam udział w różnych sportowych rozgrywkach będąc w reprezentacji szkoły. Zawsze miałam fajnych chłopaków choć nigdy ich nie szukałam i o nich nie zabiegałam- sami pojawiali się w dobrym miejscu i czasie. Nigdy nie byłam na diecie ani nie zastanawiałam się, że może wyglądam inaczej niż bym chciała. I tak dalej i tak dalej. Wszystko przychodziło mi łatwo. Kierowałam się bardziej sercem i przeczuciem niż rozumem, wierzyłam, że to słuszny tok rozumowania i będąc szczera sama ze sobą, nie zwracając uwagi na to 'co inni pomyślą' szłam przez świat.

Tak było do 2011 roku. 
Wtedy nie byłam tego jeszcze świadoma, ale to w tym czasie, po skończeniu kilkuletniego związku, pierwszy raz zastanowiłam się nad tym co inni myślą. Mimo że miałam stuprocentową pewność, że tak musiało się stać, byłam totalnie pogubiona. Pierwszy raz dałam sobie wtłoczyć do głowy, że może czegoś nie powinnam. Że może inni mają rację. Że może jestem zbyt spontaniczna, egoistyczna, nie taka jak Ci wszyscy 'porządni' ludzie. Dodatkowo, z jednej strony przewodziłam harcerzom, a z drugiej chciałam się bawić. I robiłam to- w ukryciu. Wszystko co działo się przez kolejny rok było tak bardzo niespójne, że mając wiedzę, którą posiadam teraz wiem, że ta mieszanka wątków, plącząca się w mojej głowie przypominała koktajl mołotowa, który musiał wybuchnąć. Moment wybuchu nadszedł wraz z przepięknym w swym szaleństwie, aczkolwiek nie mającym szans przetrwać w rzeczywistości zauroczeniem.


Długo leczyłam się ze wszystkich 'nie powinnam' zalewających moją głowę. Wraz ze zdobywaną wiedzą, chcąc zrozumieć mechanizmy, według których funkcjonuje ludzka psychika, godziłam się ze sobą. Odzyskiwałam siłę. Na szczęście mój charakter nie pozwolił mi zasiąść na dnie momentu, w którym przewijało się przez głowę 'Ok, może tu zostanę. Niech się dzieje co chce. Nie muszę być szczęśliwa. Niech życie toczy się poza mną'. Opatrzności mogę być wdzięczna za to, że miałam przy sobie w tamtym czasie kogoś kto był oazą luzu i uczył mnie siły spokoju. Szkoda, że nie mogliśmy porozumieć się na innych polach. Ja ciągle nie byłam u siebie ponieważ zupełny spokój i czekanie na to co przyniesie los to nie moje flow. Potrzebowałam ruszyć do przodu, żeby znów wziąć życie w swoje ręce. I wzięłam. A kiedy człowiek jest na to gotowy, zaczyna ryzykować, rozgląda się szerzej i dostrzega, że to czego potrzebuje jest wokół niego. Wszechświat daje dziesiątki okazji- trzeba tylko rozejrzeć się i otworzyć głowę żeby je przyjmować. Wszystko zaczęło iść znów do przodu. Było coraz mniej 'nie powinnam' a coraz więcej pewności, że 'tak miało być'.

Miesiąc temu znów przeszło mi przez głowę to uczucie. Po szkoleniu, które poprowadziłam w eleganckiej sukience przed kolano, tak szybko jak zdjęcia na necie, pojawili się też moi ukryci fani. Dlaczego akurat po tym szkoleniu, skoro w poprzednich kilku miesiącach prowadziłam ich kilka i na wszystkich byłam w sukience? Prawdopodobnie dlatego, że relacja z tego wydarzenia poszła w świat dużo szerzej. Pojawiały się anonimowe komentarze w stylu 'dawaj dawaj mała'. Pojawiły się grafiki stworzone w ramach żartu wiążące układ moich rąk z rozmiarami penisów- mało śmieszne, zwłaszcza kiedy żarcik ten wypływa od kogoś kogo się lubi. Pojawiły się wiadomości z zaproszeniami na kawę lub pochwałami dla moich nóg od praktycznie obcych mi osób. Niektóre z nich z pozoru miłe, w całym tym zestawieniu zaczęły mnie męczyć. Zaczęłam się martwić, że za chwilę usłyszę, że dałam dupy dla fejmu, że może nie jestem gotowa, że po co mi to, że może powinnam zacząć nosić spodnie? Na szczęście wiem, że jest to naturalna kolej rzeczy kiedy zaczyna się pokazywać to co się robi publicznie i za każdą tego typu myślą, przychodzą do mojej głowy kolejne kontr-argumenty. Sukienki na takie okazje zakładam bo czuję się w nich pewniej, mam zgrabną sylwetkę, a przy tej konkretnej sytuacji szpilki na nogach podkreślały damską energię, o której między innymi była mowa. Może jeśli mam się poddać swojemu strachowi przed tym jaka absurdalna reakcja może mnie spotkać, zamiast zamieniać sukienki na spodnie, powinnam skrócić sobie nogi?


Jestem kobietą. Mam społecznie wdrukowaną zdolność do poczucia winy. Kobietom dużo więcej 'nie wypada' i jest to nie fair. Znam smak tego uczucia. Od chwili, w której się pojawiło, codziennie pilnuję żeby nie mogło się we mnie rozgościć. Walczę o to dlatego, że wiem, że jest to uczucie, które najmocniej mnie hamuje. Jednocześnie, coraz bardziej chcę już iść do przodu. Zaczynam czuć, że chcę kolejnego etapu. Nie chcę zadowalać się tym, że zarabiam tyle żeby mieć na utrzymanie siebie. Chcę zarabiać tyle żeby było komfortowo i stabilnie (co nie znaczy spokojnie). Chcę mieć poczucie, że jeśli będzie ku temu sposobność i poczuję, że tego chcę to za dwa lata będę mogła pomyśleć o dziecku a nie o tym gdzie będę miała z nim mieszkać i jak sobie poradzę. Chcę być niezależna czasowo. Chcę rozwijać dwa biznesy i opowiadać dziewczynom, że mogą wszystko. Chcę mierzyć się z coraz bardziej złożonymi projektami. Chcę dać radę w końcu stworzyć stabilną relację. Chcę spełniać swoje marzenia i nie bać się tak idiotycznych komentarzy jak te wspomniane powyżej. Chcę znów dać sobie prawo wygrywać. I dlatego piszę o tym dzisiaj publicznie.

Nie jestem w przeciętny sposób miłą ani 'normalną' osobą. Czas być znów miłą dla siebie i pozwolić żeby reszta ludzkości zajęła się sobą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty? Co o tym myślisz?