"Jaka byłaby jedna rzecz, którą byś zrobił/a gdybyś miał/a pewność, że się uda??"
Jedno z pytań autocoachingowych, które wymienił Tomek prowadząc jeden z modułów wczorajszego szkolenia. Znam to pytanie. Nie pierwszy raz je usłyszałam. Nie byłam wczoraj uczestnikiem, a przyglądałam się tylko jako najwierniejsza fanka, ledwo kontaktująca ze światem po całonocnej podróży. Słysząc je wczoraj, ocknęłam się lekko i bez namysłu wpadło mi do głowy: -Wiem co bym zrobiła! Spodziewacie się pewnie, że byłaby to podróż, ewentualnie może jakiś pomysł na super start-up, który skoro nie mógłby się nie udać, przynosiłby zacne zyski. Pewnie rok temu sama bym się tego spodziewała. Tym razem, nawet przez pół minuty żadna z tych myśli nie pojawiła mi się przed oczami. Bez cienia zawahania, z błogiego stanu lekkiego zamroczenia, wyrwała mnie odpowiedź: rodzinka. Gdybym miała obudzić się jutro i wybrać jedną rzecz, którą zrobię z gwarancją, że się uda, byłaby to rodzinka w komplecie składającym się z dzidziusia i jego taty, tworzących razem ze mną udane trio.
Wróciłam do tej myśli od wczoraj nie raz. Zaczęłam łączyć ze sobą pewne kropki zmian w moim rozumowaniu, które zadziały się niezobowiązująco i (jak dotąd myślałam) niezależnie od siebie w tych tematach. I oto zdałam sobie sprawę, że kiedy zawsze mówiłam, że chciałabym mieć TYLKO córkę- od jakiegoś czasu jest mi to bez różnicy, w takim samym stopniu chciałabym mieć i córkę i syna i byłoby równie OK. Dla obu płci mam zresztą propozycje potencjalnych imion. Rok temu, mówiąc bardzo hipotetycznie, że "kieeeeedyś, jak będę mieć dzieci to urodzone tylko przez cesarskie cięcie- żadnych naturalnych porodów". To podejście również wyluzowało mi się już kilka miesięcy temu. Coraz częściej pojawia się we mnie chęć znalezienia swojego miejsca na mapie, w którym mogłabym osiąść i do którego mogłabym wracać. Nagle odkryłam, że zmęczenie podróżami to nie samo zmęczenie ale chęć tworzenia domu jako podstawy. Myślenie "jak się nie uda to trudno" przemieniło się w "zróbmy wszystko żeby nam się razem udało". Dlatego mam coraz większe parcie na szukanie stabilniejszych rozwiązań i poszukiwanie kolejnych źródeł dochodów, żeby złożyły się na w miarę stałe zabezpieczenie i warunki. Myśl o wychowaniu małego człowieka coraz częściej budzi we mnie ekscytacje, gotowość do zmian i poświęcenia swojej uwagi czyjemuś dobru niż strach. Dookoła pojawia się coraz więcej dzidziusiów, a wszystkie z nich wyglądają rozkoszniej niż te spotykane wcześniej.
Wszystkie kropki zaczęły się łączyć wczoraj w tej spontanicznej odpowiedzi. Oczywiście, póki nie znam swojego stałego adresu, nie rozpocznę pracy nad wydaniem na świat potomka. Niech myśl ta będzie więc gwiazdą przewodnią na mym horyzoncie i przyświeca dalszej pracy nad rozsądkiem na mych poplątanych ścieżkach. Biologia wyraźnie daje mi sygnał, że czas dojrzewać...Niech tak będzie! Czyżby na dobre doścignęła mnie dorosłość?
Życie to jedna wielka podróż podczas, której mamy wiele szalonych przygód autostopem, długich rejsów na morzu oraz wielkich wypraw po piękniejsze jutro. Czasem jednak warto zostać na chwilę w filmowej "Bezpiecznej przystani", by zobaczyć, że takie ciągłe gonienie za czymś ciekawym i nowym nie do końca jest tym czego szukamy bądź też jak piszesz sama biologia podpowiada nam, że w życiu mamy więcej ról do spełnienia. Dodatkowo otaczające nas środowisko, znajomi oraz lata które lecą sprzyjają pewnym zjawiskom, jak poszukiwanie stabilizacji, poważniejszym rozmowom, na które też ostatnie mnie naszło :)
OdpowiedzUsuń:) :) Haha! Oczami wyobraźni zobaczyłam jak nasi Panowie umawiają się już nie na Eurocash a na wyprawę na giełdę w poszukiwaniu rodzinnych aut :P
UsuńFajnie! I szczerze mówiąc czytając zapowiedź tego posta na blogu czułam jaka jest odpowiedź ;)
OdpowiedzUsuń