Uciekałam. Najpierw uciekłam do
Gdańska. Później do Krakowa. Później na chwilę do Warszawy. Szukałam czegoś, do
końca nie wiedząc czego. Szczęścia, akceptacji, odpowiedzi na nurtujące
pytania, uzasadnień dla ludzkich zachowań, pobudek, pragnień. Ludzkich, a
przede wszystkich moich. Buntowałam się przeciwko częściom życia, które
zostawiałam za sobą i parłam na przód w nieznane. Nie rozumiejąc, nie
odnajdując się czasami w obcych schematach, chcąc za wszelką cenę pokazać, że ta
gonitwa w nieznane jest sensowna. I była, jak wszystko co się w życiu
przydarza, o ile chcemy wyciągnąć z tego plusy. Wiele się nauczyłam. Wiele
zobaczyłam. Wiele poznałam. Ale przede wszystkim poznałam wielowymiarową
siebie, śmiejąc się co kilka miesięcy z siebie samej patrząc wstecz.
I tak też śmieję się dziś.
Kiedy okazało się, że szczęście
przywitało mnie w domu, w momencie, w którym totalnie mu odpuściłam. Kiedy
wychodząc po pierwszej psychologiczno-coachingowej sesji w trzech pytaniach
odkryłam w sobie schematy, o które mało kto by mnie podejrzewał i o których
nigdy nie myślałam w ten sposób ja sama. Wykipiała ze mnie chęć rozwiązywania
problemów za bliskie mi osoby. Wykipiała przesadna dbałość o bycie idealną,
poprawną i zawsze dającą sobie radę bez skarżenia się na gorszy dzień czy
przejściowe kłopoty. Wykipiało funkcjonowanie między dwiema skrajnościami-
intuicyjnego dziecka i surowego rodzica. Przy pomocy obcej osoby, potrafiącej
zadać odpowiednie pytania, wniknęłam w głębokie otchłanie swojej osobowości, w
której rodzą się odpowiedzi na pytania dlaczego coś robimy, jeszcze długo zanim
się to wydarzy (Polecam wszystkim takie doświadczenie). W efekcie: odpuściłam
sobie. A przynajmniej zaczęłam uczyć się odpuszczać.
W najmniej oczekiwanym momencie okazało
się, że droga do szczęścia i spokoju jest dziecinnie prosta a zarazem w świecie
dorosłych tak strasznie trudna. Kierunkowskaz na niej to PRAWDA. Zupełnie
przypadkowo, po kolejnym drinku, opowiedzenie najbardziej wstydliwych i
cięższych historii z życia wziętych, stało się podstawą do stworzenia na nowo odkrytej
relacji. Relacji sprzed 10 lat, która niespodziewanie zmartwychwstała dzięki
akceptacji i całkowitej odwadze w ujawnieniu mniej kolorowych stron oddzielnych
historii. Szczerość zbliżyła nas bardziej niż whisky, wzajemna pomoc, wspólne
imprezy, whatsupy i messengery. Idąc za ciosem, postanowiłam bardziej otwarcie
opowiadać o tym co u mnie słychać też rodzicom, bez owijania w bawełnę i kolorowania
faktów poprawnością. Znów zadziałało. Po pierwszej fazie dezorientacji, zrobiło
się milej, łatwiej i bardziej rodzinnie.
Nie chcę powiedzieć, że wcześniej
kłamałam i byłam mistrzem koloryzacji. Raczej nigdy nie byłam osobnikiem
upiększającym prawdę po to aby zrobić komuś dobrze w sposób świadomy. Chodzi mi
bardziej o te detale, o te niedopowiedzenia czy półprawdy, które wmawiamy w
pierwszej kolejności sobie a powtarzamy, uparcie w nie wierząc, innym. Każdy
kto postawił nogę w dorosłym świecie ma na koncie takie, mniej lub bardziej
świadome, kombinacje. Bo tak jest łatwiej. Bo nie odkrywając się zupełnie, nie
ryzykujemy zranienia. Bo to ta część duszy, którą oddajemy na 200% relacjom w
okresie dorastania, w dorosłości chowa się, tłamszona przez strach przed
ocenianiem i zranieniem.
Jednocześnie, nie odsłaniając się
w pełni, nie możemy być w zgodzie ze sobą. A bez zgody ze sobą nie mamy szans
ofiarować siebie nikomu innemu. Nie może być więc mowy o szczęściu. Mogą być przelotne
romanse, kolorowe focie, wzniosłe opisy, wypudrowane nosy i szerokie uśmiechy.
I na etapie poszukiwań, są one OK. Dopiero zaglądając w dłuższą perspektywę,
mogą okazać się idealnie pasujące do słabej roli, którą odgrywamy a do której
przyznajemy się przed samym sobą tylko w długich momentach bezradności i ciszy.
O ile damy jej wybrzmieć.
Pierwszy raz od trzech lat, czuję, że jestem w totalnej
zgodzie z samą sobą.
Nic nie uwiera.
Nie czekam w końcu na moment, w którym coś się rozsypie.
Jestem pewna, że wszystko jest i będzie dobrze.
I kiedy słyszę pytanie „Co u Ciebie słychać?” odpowiadam
nudno: „Jest najlepiej na świecie”.
Jestem szczęśliwa, nie planowałam tego, po prostu tak wyszło.
I co mam powiedzieć? Że głupio wyszło?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
A Ty? Co o tym myślisz?