sobota, 9 sierpnia 2014

D jak...Dolina Pięciu Stawów

Dolina Pięciu Stawów- Schronisko i Przedni Staw
Najbardziej magiczne ze wszystkich miejsc, które znam. Piękna, spokojna, położona powyżej 1600 m n.p.m., otoczona majestatycznie unoszącymi się wokół skalistymi szczytami Tatr Wysokich. Miejsce, do którego idąc, głowę zaprzątaną nizinnymi problemami zostawia się na dole. Schronisko, otoczone wyłącznie trudniejszymi szlakami Tatr, raczej nie przyciąga na noc przypadkowych turystów. Po zejściu jednodniowych wycieczek, każdy spotykając się na niewielkiej sali wspólnej wieczorową porą jest przyjazną duszą. Nie tylko za sprawą piwa z sokiem, które smakuje tam lepiej niż gdziekolwiek, ani wiśniowych Soplicówek wnoszonych przez nowo przybyłych. Tym co łączy większość nocujących jest miłość do tego miejsca i do szczytów, które je otaczają. Nie brakuje turystów żądnych wrażeń i wspinaczy, dla których trudne szlaki z łańcuchami to wciąż za małe bodźce. Bardziej doświadczeni doradzają początkującym gdzie i o której wyjść. Nikt nikogo nie nawraca od chęci przeżycia przygody. Bo góry wysokie to przygoda. Ci, którzy szukają w górach pięknych widoków, odwiedzają to miejsce raz i idą dalej. Ci, którzy wracają tu częściej to napaleńcy. Ludzie, dla których ważniejsze od łóżka jest miejsce na podłodze, ciśnięcie się w zbiorowej sali na materacach, spanie przed schroniskiem w śpiworach, jeden obok drugiego, z pobudką o 4:00 nad ranem- gdy pierwsi zapaleńcy wyruszają na szlak. Tylko w ostatnich dwóch dniach, słyszałam opowieści o wyprawie na Kazbek, w której uczestniczył jeden z korzystających z noclegu wspinaczy, spotkałam ojca z dwójką synów- 15 i 10 lat, którzy w trójkę od tygodnia wspólnie zdobywali najwyższe szczyty Tatr budując rodzinną męską sztamę czy wypiłam wino w towarzystwie Niemców, którzy wędrują z plecakami kolejny tydzień przez Czechy, Słowację i Polskę. W Pięciu Stawach poznałam też Dawida- młodego napaleńca, mieszkającego w schroniskach całymi miesiącami w oczekiwaniu na dobrą pogodę i partnerów do wspinaczki, dla którego póki co emocje i silne zastrzyki adrenaliny są ważniejsze niż studia, praca i spokojne życie na nizinach.
Orla Perć- zejście do Koziej Przełęczy
"Kto się raz zarazi górami, bardzo rzadko rezygnuje. To jest pasja. Z pasji nie trzeba się tłumaczyć. Niech się tłumaczą ci, którzy jej nie mają. W góry idą ludzie, którzy potrzebują emocji. Bardzo dużego natężenia emocji. A emocje są wtedy, kiedy biorę sprawy w swoje ręce i mówię: sprawdzam sam siebie, udowadniam, że coś potrafię zrobić, że dam radę. Na nizinach brakuje emocji."
Dla stałych bywalców góry są często ucieczką. Życie w górach wysokich sprowadza się do prostych czynności- wędrówki, jedzenia, snu, myśli wolno przepływających przez głowę, bez parcia na szukanie najlepszych rozwiązań. Z czystym sumieniem można być poza zasięgiem Internetu i wszelkich spraw, których zawiłości zostały u podnóża gór. To tu można nabrać dystansu do spraw codziennych i po prostu być.

Widok na Wielki Staw od strony podejścia na Szpiglasową Przełęcz
Dwa lata temu, kiedy po dłuższej przerwie wróciłam w góry latem, pisałam: 
"Już na początku wędrówki, kiedy najgorzej było wyruszyć, chwilę pierwszej niepewności, strachu i bólu głowy, nie przyzwyczajonej do zmian wysokości i podatnej na zmiany pogody, wynagrodził widok górskiego potoku, który pojawił się tuż za rogiem, otwierając leśny szlak. Pierwsze metry były dla mnie najcięższe. Nie dowierzałam, że dam radę wejść. Byłam przekonana, że w którymś momencie nadejdzie kryzys, który usadowi mnie na ziemi. Z którym będę musiała wygrać. I nie potrafiłam wyrównać oddechu wchodząc cały czas pod górkę. Wszystkie wątpliwości i trud wynagrodził widok jawiący się za plecami. Kiedy się obróciłam i zobaczyłam w oddali pierwszą panoramę gór. I ten widok pozostał ze mną do końca- poszerzając się i stając bardziej okazałym w wyższych punktach."
Dziś już nie o widoki tu chodzi. Od tamtego wpisu wędrowałam po Tatrach 7 razy latem i 1 raz zimą. Przełomowy był moment kiedy w styczniu wybrałam się sama na wędrówkę wokół Morskiego Oka. Pierwszy raz przełamałam strach przed samotnymi wyjazdami. Do dziś w najdrobniejszym szczególe pamiętam moment, gdy idąc po pokrytym grubą warstwą śniegu prawym brzegu Morskiego Oka, w okolicach Półwyspu Miłości, stanęłam w miejscu, spojrzałam na zaśnieżone Żabie szczyty i powiedziałam 'Jestem szczęśliwa. Tu i teraz'. W trakcie wędrowania, nagrałam kilka filmików rejestrujących moje myśli. To była wolność w najczystszym wydaniu. Kiedy każdym oddechem czułam, że jestem tu gdzie być powinnam, jestem w zgodzie ze sobą i mogę wszystko.

Morskie Oko zimą
Nie znam całych Tatr. Dwa razy byłam w niższych partiach, które jak większość górskich szlaków są piękne i mają wszystko czego turyście szukającemu spokoju potrzeba. Miłością bezgraniczną obdarzyłam jednak Tatry Wysokie. Rysy mnie nie przerażają, Orlą Perć ubóstwiam bezwarunkowo. Bardziej od dreptania pod górę i kontemplowania, kręci mnie przekraczanie swoich granic na wąskich półkach obitych łańcuchami. Choć i to już powoli za mało. Jestem trochę szalona i potrzebuję mocnych bodźców. Spojrzenie kilkadziesiąt metrów w dół nie wywołuje we mnie paraliżującego strachu a uruchamia skupienie połączone z uśmiechem na ustach. I nie chodzi o zgrywanie się czy brak wyobraźni. Zdaję sobie sprawę z potencjalnego niebezpieczeństwa i podejmuję świadomą decyzję, że stawię mu czoła. W połowie drogi, mając cienką skalną półkę pod stopami, nie mogę powiedzieć 'Nie dam rady. Rezygnuję'. Moment przejścia to czas, w którym jestem sama ze sobą w pełni. Robię co w mojej mocy, w skupieniu, przechodząc kolejny etap, odhaczam jako 'zaliczone' i uśmiecham się do siebie i innych pomiędzy kolejnymi odcinkami. Jak zauważyła dwa tygodnie temu S. a przyjrzałam się temu i tym razem, na wysokich szlakach włącza mi się dusza towarzyska. Zagaduję do każdej mijającej nas osoby, wymieniając krótsze lub dłuższe spostrzeżenia o tym co nas otacza. Jesteśmy na drodze wspólnej przygody a rozmowy o pogodzie nabierają tu zupełnie innego znaczenia. Zawsze kiedy wracam, sprawdzam komunikaty TOPR aby upewnić się, że osobom poznanym na szlaku nic złego się w tych dniach nie przydarzyło. 
Podejście na Rysy
Obserwując te doświadczenia chcę więcej. Postanowiłam, że będę się wspinać. Mam już kilka początkujących doświadczeń na ściankach i w skałkach za sobą. Postanowiłam, że przenosząc fitness do domowego zacisza, po wakacjach zapisuję się na sekcję wspinaczkową żeby pod okiem trenera poznać podstawy techniki i nie być zupełnym ignorantem. Chcę poznawać miejsca, które już znam z kolejnej perspektywy- perspektywy dróg dostępnych dla asekurujących się linami i masą żelastwa wspinaczy. Chciałabym posmakować choć trochę zimowej przygody w górach- tej kojarzonej z rakami i czekanami. Marzyłby mi się Mont Blanc, który zważywszy na liczbę osób, która rocznie zdobywa szczyt, wcale nie jest tak absurdalny jak mogłoby się wydawać.
Dawno temu w Jurze...
"Czasem, gdy nie potrafimy znaleźć motywacji do rzeczy małych (jakimi było dla mnie codzienne żmudne ćwiczenie i rehabilitacja), to trzeba spojrzeć gdzieś dalej, wyżej i znaleźć cel, który zmusza do działania. Z perspektywy wózka inwalidzkiego i gorsetu pomysł wydał się absurdalny, ale może właśnie dlatego postanowiłam, że tego dokonam. Lekarze mówili, ze jeszcze dobrych kilka lat mogę zapomnieć o chodzeniu w góry, a ja się po prostu uparłam. Wyprawa na Everest ma dla mnie zupełnie inny wymiar niż dla większości zewnętrznych obserwatorów – to takie moje zwycięstwo ducha i ciała. To tak naprawdę była moja motywacja, taki jest mój Everest" (Martyna Wojciechowska) 

Paradoksalnie, moja wspinaczkowa zajawka zmusza mnie do tego żeby ruszyć się do przodu w każdym życiowym temacie. To dość droga zabawa więc trzeba podjąć kolejne działania żeby kasa się zgadzała i można było bezpiecznie rozwijać potrzebne umiejętności. Muszę poznać wspinaczkowe środowisko i otworzyć na okazje, które przyniesie los. W ostatnich tygodniach zawieszenia wśród skrajnych myśli i znaków zapytania z napisem 'nie wiem'- to dobra motywacja żeby przestać marudzić i ruszyć dalej. 

Pięć Stawów- widziałam dwa tygodnie temu, widziałam wczoraj i przedwczoraj, zobaczę za dwa tygodnie. To miejsce, w którym miłość do Wysokich Gór zaiskrzyła i w którym Wszechświat wie kogo postawić na naszej drodze.
Schronisko w Pięciu Stawach

1 komentarz:

  1. Kiedyś tam się wybiorę.
    Masz rację, w górach wszystko się przewartościowuje.

    OdpowiedzUsuń

A Ty? Co o tym myślisz?