poniedziałek, 9 lutego 2015

Uczucia ZOŁZY

Dla jasności dalszych rozważań, ustalmy na wstępie kim jest zołza. Pamiętacie książkę Sherry Argov "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?" - jeśli bywacie w Empiku, powinniście kojarzyć ją z walentynkowych wystawek, na które wraca co roku jak bumerang. Czytałam tę pozycję dobrych kilka lat temu, uważając ją za zbiór porad oczywistych. Jest jednak na tyle bezpośrednim stwierdzeniem pewnych faktów, że odniosę się do niej kilka razy w tym tekście. Kim jest więc przytoczona zołza?"Jeśli miła dziewczyna jest nadgorliwa, jej zachowanie mówi: „Nie mam wystarczająco dużo do zaoferowania, jestem do niczego”. Zołza przeciwnie, wysyła zupełnie inny komunikat: „Jestem kimś. Chcesz, bierz, nie chcesz, nie bierz”.
Odpowiedź na tytułowe pytanie 'Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?' można zamknąć w jednym zdaniu: Dlatego, że są dla nich wyzwaniem. Większość mężczyzn żyje w schemacie kobieta-matka, czyli osoba która się nim opiekuje. My, mające od małego sprane głowy, że musimy być miłe i za wszelką cenę pielęgnować ciepło domowego ogniska, bardzo chętnie wchodzimy w tę rolę- pułapkę, często mamując swoim facetom, usprawiedliwiając ich, popychając do działania. Zapominamy o drugiej ewolucyjnie wykształconej roli mężczyzny: łowcy. My- miłe dziewczynki matkujemy, a później dziwimy się, że w naszym potulnym misiaczku obudził się instynkt zdobywcy i nawet nie zauważyłyśmy kiedy bardziej niż nasze ciepłe obiadki, zainteresowało go wyzwanie, które ujrzał w jakiejś zołzie.

„Powinien mnie akceptować taka, jaka jestem!”, mówi kobieta z gatunku zbyt miłych. Powinien cię akceptować? O nie, siostrzyczko. Puknij się w czoło. On powinien za tobą szaleć. Akceptacja nie ma z tym nic wspólnego. On akceptuje popychadło. A pożąda superbabki. Jeśli chcesz akceptacji, zgłoś się do jakiejś grupy wsparcia."

Zołzy nie matkują. Co nie znaczy, że nie chcą nic z siebie dać. Chcą po prostu żyć na równych warunkach. Chcą podsycać ogień zamiast jedynie go podtrzymywać.
Jestem zołzą. Choć czasem o tym zapominam. I wtedy dzieją się rzeczy straszne. Wtedy usprawiedliwiam. Przymykam oko na to, na co się wewnętrznie nie zgadzam. Lewituję- bo przecież kobieta powinna (musi!) ustępować w imię miłości, udanego związku, relacji, bo faceci są jacy są....a przecież nie wypada być zołzą. Wtedy zwijam się w sobie i robi mi się wszystko jedno. Do czasu. Naturalne zołzy mają dobrą pamięć i potrafią przypomnieć sobie pewnego dnia, że nie tak chciały żyć. I że kompromis to nie jest zgadzanie się na rozwiązania uszczuplające poczucie własnej wartości. U zołzy albo gra albo nie gra. 2 aspekty udane + 5 beznadziejnych, nie ociera się już o saldo dodatnie.
A teraz niespodzianka! Zołzy też mają uczucia! Mit zołzy, jako kobiety bez serca, wymyślili niedowartościowani faceci, wspierani przez nieporadne dziewczynki. "Kobietom od przedszkola robi się pranie mózgu, wmawia się im, że powinny być miłe". Za wszelką cenę. Żyjemy w społeczeństwie patriarchalnym, w którego historii ugruntowane jest to, że kobieta powinna po prostu siedzieć cicho. 
Mąż pije, bije, zdradza? Oczywiście, to odrażające! Ale...to przecież tylko facet. 
A może jedynie sam decyduje na co wyda wspólnie zarobione pieniądze, zabrania pracować, nie pozwala spotykać się z koleżankami? Ehh...zazdrosny...To znaczy, że kocha! 
Nie przytula, nie prawi komplementów, nie zauważa kiedy przechodzisz przed nim nago, zamiast wspólnego wieczoru gra w gry komputerowe, zostawia stertę brudnych naczyń w zlewie do umycia i kolejny rok zapomina o tym, że miejsce brudnych skarpetek nie jest na podłodze? Przecież to takie męskie! Chciałabyś czułości?! Kobieto...W dupie Ci się poprzewracało...faceci nie są tacy! Nie pije, nie bije, nie zdradza? To znaczy, że to porządny facet i lepiej się go trzymaj! 
Schemat rodem z kabaretu? Nie, taki jest poziom naszej codziennej społecznej debaty. Mimo wszystko, zołza jako wytwór pokolenia po-komunistycznego, potrafi zebrać się w sobie i powiedzieć "Dziękuję. Nie o takim życiu marzyłam. Jeśli tak to ma wyglądać, wolę żyć sama niż do końca życia coś sobie wyjaśniać". I co się dzieje? Książę z bajki przypomina sobie nagle, że to ostatni dzwonek żeby coś zdziałać. Zaczyna osaczać! Bo on tak kocha, bo on sobie nie poradzi bez niej, bo ona jest taka wspaniała...itp.itd. Znajomi pukają się w czoło "uważaj, bo lata lecą i możesz przegapić coś wspaniałego". Mama płacze "gdzie popełniłam błąd, że moje córki nie potrafią sobie życia pookładać?"- kolejne z serii pytań-banałów. Otóż, NIGDZIE! Żyjemy po prostu w innych czasach. 30 lat temu nie do pomyślenia było aby rozchodzić się z jakiegokolwiek powodu. Kobiety znosiły w milczeniu wszystkie gorsze dni ponieważ nie miały wyjścia. Były uwiązane finansowo i nawet jeśli zarabiały, mało która byłaby w stanie utrzymać siebie i dziecko po rozwodzie. Ot! Bardzo prosta odpowiedź na to dlaczego kiedyś wszyscy byli 'na dobre i na złe' a dzisiaj już nie muszą. Bo kobiety są samodzielne i radzą sobie w życiu lepiej niż nie jeden facet- maminsynek z wyboru. 
Znam kilka zołz. Sama jestem zołzą. Wierzcie mi lub nie, ZOŁZA SIĘ PRZEJMUJE. Przejmuje się niezrozumieniem mamy. Przejmuje się mężczyzną, od którego odchodzi, niezależnie od powodu rozstania. Przejmuje się tym co inni powiedzą. Przejmuje się tym, że nie spełnia społecznych oczekiwań i wyrzuca sobie, że chce innego życia niż to powszechnie uznane za właściwe. Zanim zdecyduje się tupnąć nogą, wmówi sobie, że jest niewarta każdego dobra tego świata, że to jej wina, że nie może sobie ułożyć życia w pełnej sielance. Wyrzuca sobie fantazje erotyczne i platoniczną miłość, której oddała się w myślach. Zastanawia się czy nie jest chora psychicznie i dopiero kiedy dotknie dna i już prawie nie może oddychać, odbija się, wypływając na wierzch przez te wodorosty bzdur. Musi ubrać się w zbroję obojętności żeby odeprzeć nawałnice oszczerstw i pretensji. Co by nie było powodem, nikt (poza inną zołzą) nie pokusi się o zapytanie jak się czuła na pół roku przed rozstaniem. Ona nie chodzi i się nie żali. Tym się zajmują faceci. Ostatecznie i tak będzie najgorszą ZOŁZĄ na świecie. Przyjrzyjmy się swoim historiom i zastanówmy, czy na pewno nie mamy z tym nic wspólnego? A ile znacie par, o których z całym przekonaniem moglibyście powiedzieć, że chcielibyście tworzyć tak szczęśliwy związek jak oni? Ja jedną. Ciekawe, że tak wiele osób pierwszych rzuci w zołzę kamieniem, podczas gdy profil 'jestem zołzą' ma 213972 facebookowych fanów...
Zołza też człowiek. Choć na pozór ze stali, być może nawet bardziej ludzki niż nie jeden duszący w sobie złość skryty frustrat. Potrafi się zakochać gwałtownie, szczerze, nie kalkulując opłacalności wyboru. Potrafi szaleńczo podążać za biciem serca i zrobić wszystko co w jej mocy żeby się udało- pamiętając jednak o granicach tolerancji i poczuciu własnej wartości. Kobiety mają naturalnie wdrukowaną bazę empatii i nawet zołzy nie odchodzą, nie zdradzają, nie wybierają innej drogi jeśli są szanowane i czują się kochane. Pisałam o tym już kiedyś i nadal podtrzymuję to zdanie. 
Na zakończenie, kilka cytatów z zołzowatej klasyki, o których zapomniałam, a powinnam była pamiętać: 
  • Kobieta poniża siebie samą, kiedy porównuje się z inną kobietą.
  • Nikt, w żadnej dziedzinie życia, nie szanuje darmochy ani jałmużny.
  • Kiedy kobieta jedzie w środku nocy spotkać się z mężczyzną, brakuje tylko neonowego szyldu na dachu jej samochodu: Z DOSTAWĄ DO DOMU.
  • Podwaliny związku buduje się od pierwszego dnia.
  • Na początku miej oczy szeroko otwarte i pamiętaj o jednym: jeśli on palcem nie kiwnie, żeby ci zaimponować na etapie zalotów, pokazuje, że nie ma nic do zaoferowania w przyszłości.
  • Piękna kobieta może wydawać się mężczyźnie nieładna, jeśli jest zbyt niepewna siebie.
  • Twój stosunek do samej siebie decyduje o tym, jak widzi cię mężczyzna..
Poznałam ostatnio kolejną zołzę, której dedykuję ten wpis. Żeby pamiętała, że nie jest prawdą wszystko co jej wmówiono.



*Wszystkie cytaty pochodzą z książki: Argov Sherry "Dlaczego Mężczyźni kochają zołzy"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty? Co o tym myślisz?