środa, 7 stycznia 2015

Tylko w górach i w łóżku...

1h50minut z pełnym plecakiem, po śniegu i ze śniegiem padającym prosto w twarz, ciągle wyżej. 1h28minut z tym samym plecakiem, w śniegu...tym razem w dół. W międzyczasie 20-minutowa przerwa na szarlotkę i prażony ser z żurawiną, który nie był wyprażony ani trochę. Kto szedłby 9,3km w jedną stronę, pod presją czasu, żeby tylko zjeść szarlotkę i rzucić okiem na widok, który jak na złość schował się za śniegową mgłą? 
Tam ludzie w śniegach giną! Tam pot i łzy i choroba po powrocie! Tam lawiny! Tam lód na drodze! Po co się tam pchać?!- słyszę za każdym razem, gdy oświadczam rodzicom, że znów jadę w góry i jeśli nie usłyszą nic w wiadomościach, to znaczy, że wszystko ok...A poza tym, dam czasem znać...jeśli zasięg pozwoli. 

Nie jestem pewna czy ten kto nie poczuł magii gór, jest w stanie pojąć to z opisu. Nie napiszę dziś niczego, czego nie słyszałabym już w innych relacjach górskich wariatów. Nie mam poczucia, że jestem w stanie napisać coś lepszego niż wtedy kiedy podjęłam pierwszą próbę wyjaśnienia tej miłości pisząc o Dolinie Pięciu Stawów. 
Właśnie o to chodzi- o te wszystkie wątpliwości. W górach wszelkie wątpliwości tracą znaczenie. Bo jak można mieć wątpliwości idąc po ciemku zaśnieżoną, leśną drogą, będąc w połowie drogi do jedynego miejsca, w którym można znaleźć nocleg a do którego nie jeżdżą samochody? Wszelkie wątpliwości wydają się wtedy zbędne. Nieważne czy nogi bolą, ciężar plecaka wygina nas do przodu, nos marznie a po plecach spływa gorący pot- trzeba przebierać nogami żeby jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. 

 Droga po szarlotkę nie wydaje się już tak banalna. Na starcie pojawiają się myśli gonione czasem "Ależ mi się nie chce! Zaraz trzeba wyjeżdżać! Nawet nie usiądę tam porządnie na tyłku żeby rozejrzeć się dookoła". I rozpoczyna się ten dialog toczony na dwa schizofreniczne głosy jednej głowy: 
- nie chce mi się...
- cicho bądź i idź...
- ale mi się nie chce...
- po prostu idź...
- po co tam iść? Pada śnieg! I tak nic nie będzie widać!
- wyłącz myślenie- idź! 
I w końcu, po przekroczeniu pierwszego etapu buntu, głos lenia ginie przytłoczony wyzwaniem a w głowie znów pojawia się błogi spokój. Życie między schroniskami ogranicza się do prostych czynności. Wczesna pobudka, pożywne śniadanie, wyjście, podejście, zejście, drobne posiłki w małych odstępach czasu, wysiłek fizyczny i wieczorny odpoczynek. Gorący prysznic staje się luksusem a trunek wypity wieczorową porą w turystycznym towarzystwie- najlepszą rozrywką. Nikogo nie razi tu wizytowy zestaw: getry, polar, grube skarpety zestawione z japonkami i rozmazany tusz do rzęs- ślad po śniegowej wędrówce. Wczesne spanie i od rana znów ten sam schemat. Podczas pobytu w górach, proste czynności stają się składowymi całego życia, które przekornie wydaje się być wypełnione wszystkim czego potrzeba aby odczuwać szczęście i radość bycia w tu i teraz. 
Tylko w górach i w łóżku, jestem w stanie osiągnąć stan takiej czystości umysłu. Poczuć moment, w którym po prostu jestem. Bez pytania po co, dlaczego, jak i dokąd to wszystko prowadzi. Ta cisza we własnej głowie jest stanem, który osiąga się niezwykle rzadko. OSHO porównuje ten brak myślenia, możliwy do osiągnięcia podczas orgazmu do krótkotrwałego zaznania stanu oświecenia. Nie pójdę tak daleko tłumacząc co czuję kiedy wygrywam wojnę ze swoją głową i po ludzku przestaję myśleć, na rzecz stawiania kolejnych kroków. Myślę jednak, że każdy sportowiec, przekraczający codzienną drogę od "nie chce mi się dziś" do błogiego zmęczenia z wysiłku, wie co mam na myśli. Wiedzą to też Ci, którym udało się na 200% otworzyć przed drugą osobą w miłosnym uniesieniu. Nie znam innych miejsc, pozwalających przez chwilę zatrzymać się w sobie tak głęboko. To stany prostej ekscytacji, czystości umysłu i radości w najlepszym wydaniu sprawiają, że gdy tylko nadarza się okazja, ochoczo pakuję plecak i wracam tam po raz kolejny...

...Ten kto to poczuł, wie, że góry są wyzwaniem i uzależnieniem.
To pasja i ogromne emocje.
Ani jednego, ani drugiego nie da się wytłumaczyć.
Można je tylko poczuć.




P.S.Dogra S.! Dziękuję, że jesteś tak ciekawą towarzyszką niejednej górskiej przygody. Wiem, że czekałaś dziś na nieco bardziej przyziemną relację. O niedźwiedziach innym razem! Myślę, że rozumiesz ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

A Ty? Co o tym myślisz?